Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:41, 07 Sie 2011 Temat postu: With a little help from my friends |
|
|
Opowiadanie dokończone stosunkowo niedawno, jednak 3/4 tego badziewia zaczęłam już dawno. Miało być jako prezent z okazji... zresztą zobaczycie.
Nie byłam w stanie umieścić tu wszystkich. Ale spoko, to raczej nie jest ostatnie opowiadanie tego typu.
-O Boże... Nie dam rady... To jest jakiś totalny obłęd... – George Harrison łaził w tę i z powrotem po pokoju obracając w ręku kostkę od gitary, jak gdyby miało mu to pomóc w uspokojeniu się.
-Wyluzuj. Nie zachowuj się jak baba. – pouczył go Ringo odpalając papierosa, którego jednak nie zdążył nawet przybliżyć do ust, bo Harrison momentalnie wyszarpał peta z dłoni przyjaciela.
-Właśnie. Nie zachowuj się jak Paul. – na swój cyniczny sposób poparł przyjaciela John. Harrison posłał mu mordercze spojrzenie. Przypominał teraz lokomotywę chodząc jak nakręcony po całym pomieszczeniu i dymiąc obficie na wszystko dookoła.
– I nie lataj, jakby ci ktoś dupę terpentyną nasmarował, bo się tu w końcu zaczadzimy. – dodał John, odganiając szare chmury, które bardzo mu w tym momencie utrudniały nie tylko zdolność oddychania, ale i widoczność.
-A właśnie, gdzie Paul? – spytał Harrison. – On miał najważniejsze zadanie. Miał przynieść… – chłopiec z sekundy na sekundę robił się coraz bledszy. –Jak nie przyjdzie… - tu George zaczął się trząść rozsypując tym samym popiół z papierosa na dywan. - Boże, ja go zabiję…
-A ja chyba trzasnę ciebie… - warknął wyprowadzony już z równowagi Lennon. – Uspokój się! –wrzasnął stając na wprost rozdygotanego przyjaciela. – Wszystko będzie dobrze. Przecież to twój ślub, a nie pogrzeb.
***
-O Boże... Nie dam rady... To jest jakiś totalny obłęd... – Eveline na zmianę to siadała, to wstawała, to chodziła po całym domu pilnując najdrobniejszych szczegółów w przygotowaniu wesela. Wpadła do pokoju, w którym przygotowywała się razem z druhnami. Arla, stojąca przed lustrem, upinała włosy w coś na kształt koka Brigitte Bardot, Yvonne co chwilę odbierała telefony rzucając tylko: ,,Nie.”, ,,Tak.”, albo ,,Co do cholery ma znaczyć, że nie dostarczycie tortu?”, Agnes czytała jakieś romansidło co kilka minut spoglądając na zegarek.
-Nie, ja tego nie przeżyję. – stwierdziła Eveline.
-Przeżyjesz. – zapewniła ją Yvonne. Telefon znów zadzwonił. –Halo? Tak, Harrison! Mam wam to przeliterować?! – odłożyła słuchawkę. –W cukierni pracują jacyś niedorozwinięci ludzie. –stwierdziła.
***
-Kwiatek mi więdnie od tych oparów… - jęknął Ringo. W istocie, niewielka różyczka wystająca z kieszonki jego garnituru zwisała smętnie dławiąc się mgławicą, która stopniowo robiła się coraz gęstsza. Harrison palił już w tym momencie cztery papierosy naraz, trzymając po dwa w każdej ręce.
-Nie, to jest koniec… - mamrotał jak opętany. –Kompletny koniec…
-Ale sam tego chciałeś. – stwierdził Lennon. – Oświadczyłeś jej się, powinieneś wiedzieć, że ślub jest zwykle następstwem tego czynu.
-Nie mówię o tym, ty kretynie! – u George’a strach mieszał się z wściekłością. – Jeżeli Paul nie przyniesie mi tych cholernych obrączek, to go powieszę na słupie wysokiego napięcia! Ja go wybrałem na świadka, bo jest odpowiedzialny, ale widzę, że będę to musiał dokładnie przemyśleć…
-NIE DENERWUJ SIĘ! – ryknął John licząc, że złagodzi tym stan przyjaciela.
-NIE DENERWUJĘ SIĘ! – jeszcze głośniej wrzasnął do niego George, choć było to raczej mało wiarygodne stwierdzenie, bo chłopiec trząsł się jak galareta.
-Oczywiście, że się nie denerwujesz. – szydził z niego John. – Ty się nie denerwujesz, a ja nie jestem zboczony.
W tym momencie zwykle opanowany do granic możliwości George nie wytrzymał. Chwycił Lennona za marynarkę i ryknął:
-Posłuchaj mnie. Może dla mnie cały ten pomysł ze ślubem, weselem i orkiestrą wujka Zdzisława też jest bezsensowny, ale Eveline na tym zależy. Nie robimy tego codziennie, co tydzień czy co rok. Ślub jest jeden. I jeżeli teraz coś spieprzymy, to mnie się za to oberwie, a nie mam ochoty na kłótnie i spory z żoną w noc poślubną, bo wtedy się z reguły robi inne rzeczy.
Po tym wyznaniu Harrison puścił Lennona, który natychmiast wypadł z pokoju.
***
-Dobrze, mam spinkę po mojej babci, to stare, sukienka jest nowa, Arluś pożyczyła mi kolczyki… - Eveline odwróciła się szukając czegoś wzrokiem. – Tu gdzieś była…
-Hmm… o to chodzi? – Aggy uniosła do góry małe pudełeczko.
-Dokładnie. – Eveline chwyciła je i wyjęła śliczną niebieską koronkową podwiązkę ozdobioną kilkoma perełkami. Podciągnęła dół sukienki i zaczęła zakładać ozdobę. W tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Lennon. Patrząc na nogę dziewczyny, którą przykrywała tylko delikatna siateczka białej pończochy z jego twarzy momentalnie znikł grymas po rozmowie z Georgem.
-John! – natychmiast zbeształa go Yvonne. Chłopiec zasłonił oczy ręką.
-Nic nie widzę. – przysiągł. Eveline momentalnie opuściła sukienkę.
-Możesz już patrzeć. – powiedziała. Lennon uśmiechnął się słodko. Usiadł na fotelu naprzeciwko Arli zajętej właśnie malowaniem paznokci.
-Nie wytrzymam z nimi. – oznajmił.
-Co się znów stało? – spytała Yvonne.
-George zwariował.
-To go uspokójcie. – odparła Eveline.
-Próbowaliśmy… No chyba, żeby mu dać… - John zaczął grzebać po kieszeni w poszukiwaniu jakichś narkotyków.
-Wolałabym, żeby mój mąż był w pełni świadomy chociaż w ten jeden dzień. – przerwała mu Eveline domyślając się jego zamiarów.
-John, jak ty wyglądasz? – zapytała przerażona Arla.
-O co ci chodzi? – Lennon nie widział w swoim stroju niczego niepokojącego.
-Nie ma kwiatka! – zawołała dziewczyna.
-Boże, masz rację! – Yvonne sama dziwiła się swojej nieuwadze. -Czekaj… - chwyciła nożyczki, otworzyła okno i ucięła jedną z rosnących pod nim różyczek po czym wsadziła ją w kieszonkę na piersi Johna.
-Co by to była za tragedia, gdybym się pojawił bez kwiatka. – skwitował to chłopiec.
-A jeśli chodzi o pojawił się… To kiedy przyjdzie Paul? – spytał Lennon.
-Jeszcze go nie ma? –zdziwiła się Arla. – Pewnie go coś zatrzymało... no wiesz, jedzenie albo inna równie ważna czynność.
Pokój wypełnił śmiech. Yvonne pocałowała czule Johna.
-Mam dla was zadanie, chłopcy. – powiedziała tajemniczo.
***
Ringo stał przy otwartym oknie i próbował wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Nie szło mu zbyt dobrze, bo Harrison w dalszym ciągu dymił jak komin średnich rozmiarów fabryki.
-I co ci to da, że udusisz siebie i mnie? – spytał wyrywając mu papierosa i wyrzucając go przez okno.
-Nie będę się musiał tłumaczyć dlaczego nie mamy obrączek. – odparł George. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Paul? – spytał z nadzieją Harrison.
-Nie. – zza drzwi wyjrzała uśmiechnięta twarz Arli. Podeszła do George’a.
-Słyszałam, że przed ślubem… nieco…
-Świruje, jest walnięty, kuku na muniu, klepki mu się poprzestawiały... – zaczął wyliczać Ringo.
-Jeszcze jedno słowo, a będą cię zdrapywać ze ściany. – warknął w jego kierunku Harrison.
-Nie denerwuj się. – Arla położyła rękę na jego ramieniu.
-Łatwo ci mówić… - powiedział George, któremu zbierało się już na płacz. W tym momencie drzwi się otwarły i do pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Paul.
-ZABIJĘ CIĘ! – Harrison rzuciłby się na niego, gdyby w ostatniej chwili nie został powstrzymany przez Arlettę i Ringo.
-To przez ten stres przedślubny? – spytał McCartney, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. George uspokojony nieco spytał:
-Masz obrączki?
-Czy mam obrączki? – odparł Paul takim tonem, jakby był co najmniej obrażony zadaniem mu takiego pytania. –Czy ja mam obrączki? – zapytał znowu wkładając ręce do kieszeni. Nagle uśmiechnął się tak szeroko, że Ringo zaczął się zastanawiać czy nie bolała go od tego szczęka. Harrison zwinął prawą dłoń w pięść.
-Ja MAM obrączki! – zapewnił McCartney. –Tylko, że w domu.
Ringo i Arla z ledwością przytrzymali rozjuszonego pana młodego.
-Ale nie martw się, zaraz je przyniosę. – po tych słowach Paul wypruł z pokoju niczym rakieta.
-Ja się muszę napić. – stwierdził George.
-Napijesz się na weselu. – powiedział Starr.
-Właśnie. – dodała Arla. – A jeśli chodzi o wesele, to przyda się wasza pomoc.
-Cokolwiek, byleby go tylko czymś zająć. – Ringo wskazał na Harrisona, któremu ciśnienie skakało coraz bardziej z każdą sekundą.
***
-No dalej, otwieraj się… -Paul szamotał się z drzwiami, które akurat tego dnia zdecydowały się zaciąć. Kopnął je kilkukrotnie, ale ponieważ to nie dało zupełnie nic, postanowił spróbować jeszcze raz użyć kluczy. Wbiegł do mieszkania zziajany, z czerwonymi wypiekami na twarzy. Kilka kropli potu spływało mu po twarzy, ledwo widział cokolwiek, ale jakimś cudem doczołgał się do salonu, gdzie na stoliczku, ku swej wielkiej rozpaczy, znalazł jedynie otwarte pudełko bez obrączek w środku.
-Nie, nie, nie… To niemożliwe… - taki zwrot akcji momentalnie poderwał McCartneya na nogi. –To się nie mogło stać… - chłopiec czuł, że za chwilę oszaleje. – USPOKÓJ SIĘ! – wrzasnął w końcu do siebie. - Nikogo tu dzisiaj nie było. – powiedział. – No, może poza mną i… - nagle go olśniło. - TYLKO NIE TO!!!!! – wykrzyknął zrozpaczony.
***
-Szybciej John!
-Szybciej nie mogę!
-Nie znasz się na tym!
-Akurat to robiłem setki razy… Tyle, że nie w takiej pozycji.
-W przód i w tył, co w tym trudnego?
-To może sam spróbuj piłować wisząc do góry nogami. – zawołał Lennon w kierunku Harrisona instruującego go już od trzydziestu minut. Zadaniem, które mieli wykonać było poskładanie dachu altanki, który niespodziewanie, na godzinę przed ceremonią zaczął się sypać. Trzeba więc było odciąć fragmenty wystających desek i pozbijać wszystko tak, żeby wyglądało na porządnie wykonaną robotę. John zdjąwszy uprzednio marynarkę wdrapał się więc na altankę, a Ringo i George pilnowali efektów jego pracy. Po półgodzinnej harówie John zwrócił się do przyjaciół:
-Dobra, wygląda w porządku, prawda? – spytał zrzucając na ziemię kawałek drewna, który właśnie odciął.
-Nawet nieźle, możesz złazić. – odparł Ringo. Lennon zaczął więc powoli schodzić z chybotliwej konstrukcji. Niestety zahaczył nogawką o wystający gwóźdź i runął w dół z przerażającym wrzaskiem.
-Nie mogę ruszyć ręką! – rozdarł się natychmiast.
-A nogami możesz? – spytał George.
-Chyba tak.
-To do szpitala dojdziesz bez problemu. – przydział litości Harrisona na ten dzień najwyraźniej się skończył.
-Hej, zobaczcie kto się znów pojawił! – Starr wskazał idącego w ich stronę Paula. Nie był sam. Obok niego dumnym krokiem szła…
-Martha?! Paulie, mam takie dziwne wrażenie, że chyba jesteś nie całkiem w temacie. – stwierdził Lennon.
-Ależ jestem. – zapewnił McCartney. –I mam twoje obrączki. – dodał. Harrison przeniósł spojrzenie z Marthy na jej właściciela.
-Powiedz, że to nie to o czym myślę.
-Niestety… -zaczął Paul. –Martha… spożyła wiadome przedmioty…
Dłonie George’a momentalnie zacisnęły się na jego gardle.
-Martha, bierz go! – wył próbując złapać oddech. Włochate psisko tylko ziewnęło pokazując swoje uzębienie. Ringo rzucił się na Harrisona odciągając go od McCartneya, na co Lennon rzucił się na Starra powstrzymując jego interwencję. W końcu wszyscy dali za wygraną. Paul zrobił wyjątkowo groźną minę.
-Jeden fałszywy ruch, a ona… -ostrzegł spoglądając na Marthę, która w tym momencie trącała mokrym nosem rękę Ringo, próbując w ten sposób zmusić chłopca do pogłaskania jej. - …nieważne. – dokończył zrezygnowany. – Czemu nic mi nie wychodzi? –zaczął biadolić.
-Tobie? A co ja mam powiedzieć? – przyłączył się George.
-Ty się żenisz. Ja nawet nie mam dziewczyny! – dorzucił Ringo.
-A ja was muszę słuchać. – płaczliwy ton Johna zakończył ich grupowe użalanie się nad sobą.
-Tak czy siak musimy coś zrobić. Impreza zacznie się za kwadrans. – powiedział Starr.
-Może do tego czasu uda się odzyskać… - zaczął Paul.
-NAWET O TYM NIE MYŚL! – natychmiast przerwał mu Harrison. – Jeśli będzie trzeba zrobię obrączki z zagiętych gwoździ, drutu, kartki papieru albo źdźbła trawy, ale nie każ mi nawet myśleć o tym, że… to ohydne! –oświadczył.
-Dobrze, więc… - zastanowił się McCartney. – Z czego możemy zrobić obrączki?
***
George i Eveline unieśli ręce pokazując kolorowe pierścionki, pośpiesznie kupione przez Paula w automacie z zabawkami dla dzieci, w drodze z Urzędu Stanu Cywilnego do kościoła.
-Paul, pamiętaj, jeśli jeszcze kiedykolwiek cię o coś poproszę, odmów. Odmów, bądź przyjacielem i odmów. – dwustu pięćdziesięciu gości wybuchło gromkim śmiechem kiedy Harrison wypowiedział te słowa.
-Na szczęście John mnie przyćmił! – kilka kieliszków mocniejszych trunków robiło swoje i McCartney właściwie wrzeszczał, a nie mówił.
-Tak, wyobraźcie sobie… - zaczął George - …stoimy w tym urzędzie, w okropnej ciszy i nagle pada to pytanie: Georgu Harrisonie czy bierzesz sobie tę tutaj… -w tym momencie pocałował Eveline. – za żonę? Wszystko mi podchodziło do gardła, dzięki Paulowi…
-Nie ma za co, stary. – wtrącił się McCartney.
-…a tu nagle Johnny wrzeszczy na cały głos: OSTATNIA SZANSA! – te dwa ostatnie słowa George wykrzyknął razem z Eveline, Agnes, Ringo, Arlą, Paulem, Yvonne i Johnem. Salę znów wypełnił śmiech.
-No, to chyba trzea będzie wznieść toast. Za pana i panią George’ową Harrison! – wymamrotał na wpół przytomny McCartney. Cała sala uniosła kieliszki ku górze.
-Przyjacielu mój…- zerwał się nagle John. – …z serca mego szczerego życzę tobie i twojej jakże uroczej małżonce wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia… - tu chłopiec uciszył tłum gotów do wiwatów na cześć młodej pary. -… i informuję, że jeszcze na żadnym weselu się tak dobrze nie bawiłem! – we wrzawie jaka zapanowała zaraz po tym wylewnym wyznaniu dało się usłyszeć pytanie George’a:
-To kiedy twoja kolej?
-A to już zależy od mojej kochanej damy serca! – John mówił tonem wujka ,,No-ze-mną-się-nie-napijesz?” i utrata przytomności była już tylko kwestią czasu.
-To zawsze tak wygląda? –spytała Ringo Agnes. Starr posłał jej uśmiech.
-Wesele jest dopiero w połowie, zaraz Paulie się nakręci i będzie tańczył z panną młodą.
Rzeczywiście, kilka sekund później potykając się o własne nogi Paul poprosił Eveline do tańca. Nawet Arla nie mogła powstrzymać uśmiechu kiedy nieporadnie kręcił się to w jedną to w drugą stronę przypominając niemowlaka dopiero co uczącego się chodzić. Lennon wzmocnił się jakąś bliżej niezidentyfikowaną tabletką i zaczął zarywać do wszystkiego wokół.
-Ringo, zaszczszycisz mnie mosze tańcem? – spytał chwytając już Starra za rękę.
-Ja z pijanymi nie tańczę! – odparł Ringo z uśmiechem.
-A czszy ja ci wyglądam na nietrzyźźwego?! – z pretensją spytał John. Od jego towarzystwa uwolniła Starra dopiero Yvonne.
-Za każdym razem to samo. Przynajmniej teraz, bez tej dziewczyny było jeszcze gorzej. – powiedział do Oli. – Kiedyś obudził się następnego dnia po weselu w łóżku z panną młodą… i panem młodym!
Dzieci biegały po sali ciącnąc Marthę za ogon i wskakując na kolana ,,wujkowi Paulowi”, który w alkoholowym przypływie dobroci wręczał im całkiem sporej wartości banknoty. Arla uznała, że znalezienie w spodniach pustego portfela następnego dnia będzie dla ,,wujka” nauczką, żeby na przyszłość ograniczyć nieco drinki. Ringo flirtował z Agnes do momentu, aż nie urwał mu się film. Na szczęście zdążył do tego czasu zdobyć jej numer telefonu. John jakimś cudem dotarł do domu w miarę przytomny, co oczywiście było zasługą Yvonne. George i Eveline spędzili razem noc poślubną.
I, oczywiście, żyli razem długo i szczęśliwie.
WYSTĄPILI
Z forum:
Arla = Arletta = Lady Arla
Eveline = Ewelina = Szalony Rolkarz
Yvonne = Iwonka = Lemmonka
Agnes/Aggy = Agnieszka/Ines = LittleKoala (bo nie mogłam znaleźć na forum żadnej fanki Ryngoła)
oraz
THE BEATLES
(i Martha)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Nie 16:42, 07 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:34, 07 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Czuję się trochę zazdrosna, ale w ostateczności... lepszy Starr w garści niż Lennon na dachu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 1:36, 08 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Kocham Cię i dziękuję zarazem.
Szczerze nie wyobrażam sobie siebie w czymś takim jak podwiązka, ale pomińmy to
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:29, 08 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za te podwiązkę, ale chciałam, żeby było tak... tak jak niby powinno być.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
HoneyM
Good Day Sunshine
Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:20, 08 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Boskie. Dlaczego zawsze robisz z Paula taka ofiarę?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:33, 08 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Bo z niego taki fajny mociek jest
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:45, 08 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
LittleKoala napisał: | Przepraszam za te podwiązkę, ale chciałam, żeby było tak... tak jak niby powinno być. |
Ale ja się nie gniewam. Przynajmniej można przypuszczać we wspomnianej w opowiadaniu nocy poślubnej udało mi się rozpalić George'a z pomocą podwiązki a nie zapalniczki...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:01, 08 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Szalony-Rolkarz napisał: | Przynajmniej można przypuszczać we wspomnianej w opowiadaniu nocy poślubnej udało mi się rozpalić George'a z pomocą podwiązki a nie zapalniczki... |
O macko, Ty to jak coś powiesz...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:18, 09 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Mogłabym to skwitować krótkim i wymownym: "No, co...?", ale chcę pociągnąć naszą konwersację dalej.
LittleKoala napisał: | Dzieci biegały po sali ciącnąc Marthę za ogon i wskakując na kolana ,,wujkowi Paulowi” |
Kogo to były dzieci? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:22, 09 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Wujka Zdzisława.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:28, 09 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Spoko, już myślałam, że o czymś mi nie wiadomo...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:20, 15 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Dżoniara napisał: | Wujka Zdzisława.  |
No, no... czego ja się dowiaduję
W zamyśle to miały być po prostu dzieciaki dalszych lub bliższych krewnych i znajomych państwa młodych
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
CheryBomb
Lucy in the Sky with Diamond
Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 212
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Nowhere Land Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:49, 22 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Dobre opowiadanie , Martha zawsze jest the best.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Style edur
created by spleen &
Programy.
|