Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:53, 11 Gru 2010 Temat postu: Two of us [już nawet nie ostrzegam] |
|
|
Ciesz się Rolkarzu...
PART I
-Noooo… Gdzie oni są? – jęczał Paul na zmianę to sącząc zimne piwo z butelki, to zaciągając się skrętem. – Przecież wracali z nami. – Rzucił okiem na telewizor, w którym nadawany był właśnie jakiś mało interesujący dokument o życiu rodziny królewskiej, po czym ziewnął przeciągle.
-Nie wiem, Ringo miał jeszcze chyba jechać do matki po ciasto czy coś innego… - powiedział Lennon biorąc jointa od przyjaciela. Był pewien że chodziło o ciasto. A może Ringo poszedł do matki po wełniany szalik, który poczciwa kobiecina dziergała mu na drutach przez ostatnie pół roku? Albo może Starr poszedł do wojska? Nie, Lennon już nie pamiętał co było powodem nieobecności chłopca. To było wiele skrętów temu…
-Mmm… Ciasto… -McCartney oblizał się na myśl o słodkim wypieku. Nagle coś sobie uświadomił. – A Ringo nie zna drogi do domu, że go musi George odprowadzać? – spytał podejrzliwie.
-Może się czuł samotny. – John zaczął się śmiać.
-Tia, Ringo jest zawsze taki nieszczęśliwy, taki opuszczony, taki niekochany… - Paul rzucił się na kanapę. – Taki biedny… - ukrył twarz w poduszce. – Mmgnnbbbmm mmfnbmmm mmgmmm... – mówił nadal, mimo, że z powodu poduszki miał dosyć kiepską akustykę. Na szczęście Lennon był w takim stanie, że mu to w ogóle nie przeszkadzało.
-Chyba za dużo wypiłeś.- stwierdził nagle.
-Możliwe… -przyznał McCartney, po czym przewrócił się na plecy i wlepił wzrok w sufit. - To co robimy? – zapytał po chwili. – Bo mi się nudzi.
-Hmmm… Pornoski? – zaproponował John.
-Niee, musiałbym po nie iść na górę… A ja już stąd dzisiaj nie wstaję. – przeciągnął się, wciąż leżąc na żółtej sofie, Macka.
-Też bym tu sobie chciał usiąść. – oznajmił Lennon podając mu skręta trudem wstając z podłogi. – Łooo, świat wiruje… - mruknął do siebie starając się nie upaść.
-Przykro mi, nie ma miejsca. – złośliwie odparł McCartney.
-To weź te giry i zaraz będzie miejsce. – pomimo swojego stanu, Lennona nie opuszczała jego zwykła wredota.
-Odczep się, usiądź gdzieś indziej!
-Nie… bo ja właśnie chcę usiąść tutaj! – John złapał Paula za nogi i zaczął go brutalnie ściągać z kanapy śmiejąc się przy tym jak uciekinier z wariatkowa. Macka, mimo, że całe zajście rozbawiło i jego, nie zamierzał przyjacielowi ustępować – z całych sił złapał się oparcia. Lennon postanowił zmienić taktykę i popchnąć go w drugą stronę. Koniec końców postawił na swoim. Nadal jednak żaden z nich nie miał pomysłu na zabicie czasu.
-Paulie, powiedz coś. – poprosił nagle John. McCartney spojrzał na niego tępym wzrokiem.
-Coś. – mruknął. W tym momencie obydwoje wybuchli niepohamowanym śmiechem.
-Nudzi mi się…
-Zagrajmy w coś.- zaproponował Macka.
-Dobra, pytanie, czy zadanie? – spytał John wciąż nie mogąc się pozbyć głupawego uśmieszku.
-Czekaj… Niech się zastanowię… Yyy… Zadanie. – zaryzykował Paul. Uśmiech Lennona znacznie się poszerzył.
-Albo nie, pytanie. Znowu mi każesz zrobić coś nieprzyzwoitego. –stwierdził McCartney.
-Znasz zasady, pierwsze słowo do dziennika… - natychmiast zareagował John.
-Nie, nie, nie…
-No miejże honor!
-O Jezu… Dobra, zadanie. – powiedział w końcu zrezygnowany Paul. -Tylko nic, co się wiąże z bieganiem nago dookoła domu. – zastrzegł.
-No jasne, że nic w tym stylu, po wypadku Ringo z psem pani Feeney wykluczyłem to zadanie z repertuaru. – zapewnił Johnny.
-I nie powtarzaj zadań.
-Cholera, a myślałem, że się znowu dasz namówić na ten numer z gitarą George’a. – Lennon był wyraźnie zawiedziony.
-Nie, to było głupie, obrzydliwe i już nigdy więcej nie zrobię czegoś podobnego. - oświadczył Paul. Spojrzał na Johna. W jego oczach widział czyste szaleństwo. –Świetnie. Dzisiaj umrę. – stwierdził.
-Nie przesadzaj…
-Twoje zadania są albo zboczone, albo śmiertelne w skutkach.
-Przesadzasz… - Lennon był święcie przekonany o nieszkodliwości swoich pomysłów.
-Dobra, to co wymyśliłeś? – spytał zrezygnowany McCartney.
-Masz wypalić papierosa…
-To nie jest zadanie! – uśmiechnął się wyjmując paczkę z kieszeni.
-… w ciągu pół minuty.
-Też dam radę. – zapewnił. Paul nie mógł się bardziej mylić. Dziesięć sekund przed końcem czasu zrobiło mu się ciemno przed oczami, nie mówiąc już o niedotlenieniu. Obudził się na podłodze, John nachylał się nad nim.
-Może ty już lepiej nic nie pal dzisiaj… - zaproponował. W jego oczach można było nawet dojrzeć niespotykaną zwykle troskę. Chociaż to mogła być trawa…
-Mogłeś wymyślić cos bardziej humanitarnego, na przykład kazać mi się podpalić albo rzucić z mostu z kamieniem u szyi. - pierwsze, co przyszło mu do głowy.
-Ależ Paul, jak mogłeś pomyśleć, że kazałbym ci zrobić cos takiego? Ranisz moje uczucia. –John udawał obrażonego.
-Od teraz gramy tylko na pytania. – odparł oschle Macka.
-Jak chcesz… - Lennon przewrócił oczami.
GODZINĘ PÓŹNIEJ…
-Rock & Roll, czy sex? –Paulowi kończyły się powoli pomysły.
-Rock & Roll, czy jedzenie? – John zadał pytanie ze złośliwym uśmieszkiem. –Poza tym Rock & Roll i sex to jedno i to samo. – dodał, po czym pociągnął łyk piwa z butelki stojącej obok.
-Czy ja naprawdę jem aż tak dużo? – McCartney wydawał się być nieco urażony.
-Cóż… jesz obiad na śniadanie, obiad na drugie śniadanie… – zaczął wyliczać Lennon. - …obiad na obiad i obiad na kolację. No i oczywiście do tego dochodzi jeszcze cała masa przekąsek…
-Nie ma co, potrafisz człowieka podnieść na duchu. – stwierdził Paul.
-Dla Ciebie wszystko. – zapewnił John. -Dla Ciebie… utopiłbym się na pustyni. – dodał po chwili zastanowienia.
-A ja bym się dla Ciebie … zamroził w piekarniku. – odparł Paul.
-Wysuszył w deszczu.
-Upił wodą mineralną.
Obydwoje zaczęli szaleńczo chichotać.
-A ja bym Cię przeleciał. – bez namysłu wypalił Lennon. McCartney uznał to za kolejny żart. Parsknął śmiechem kiedy nagle poczuł rękę Johna na swoim kolanie.
-Daj spokój… - uśmiechnął się do niego.
-Ty daj spokój... – odparł John. – Zawsze mi się podobałeś… - mętnym wzrokiem wpatrywał się w czekoladowo-zielone tęczówki Paula. - W sumie jest w tobie coś takiego… - zaczął, ale McCartney natychmiast mu przerwał. Spojrzał na puste butelki stojące na stole.
-Piwo się skończyło. – próbował zmienić temat. – Ja może przyniosę…
- Nie chrzań! Wiesz, że tego chcesz… - dla Lennona już nie było odwrotu. Jedną dłoń położył Paulowi na ramieniu, drugą, tę, która chwilę wcześniej spoczywała na jego kolanie przesuwał coraz wyżej i wyżej, była już w połowie ud. McCartney z przerażeniem stwierdził, że Lennon nie żartuje.
-Nie chcę, złaź ze mnie… - zaczął się szarpać z jego mocnym uściskiem. –Zostaw mnie…
-Za chwilę… - John uśmiechnął się do wystraszonego przyjaciela. Jego ręka powędrowała jeszcze wyżej, pocałował go delikatnie, jak gdyby chciał go uciszyć, uspokoić. Podziałało, poczuł jak Paul stopniowo przestaje okazywać sprzeciw, jak całkowicie mu się poddaje. Sam McCartney uświadomił sobie, że ten pocałunek, wbrew temu, czego się początkowo spodziewał, nie był dla niego uczuciem nieprzyjemnym, wręcz przeciwnie. Rozpływał się dotykając ust Lennona, rozkoszując się nimi. Każda sekunda wypełniona tą zakazaną przyjemnością wydawała się być snem. Nie myśleli nad tym co robią, wszystko działo się zbyt szybko, atmosfera była zbyt niesamowita, by psuć ją trzeźwą logiką. Paul rozwiązał krawat Johna, rozpiął mu koszulę, zaczął całować szyję, klatkę piersiową, wodził ustami po jego sutkach. Nagle z korytarza dobiegł ich odgłos przekręcania klucza w drzwiach. Momentalnie od siebie odskoczyli. McCartney z hukiem spadł z kanapy.
-Cholera! – warknął Lennon naprędce zapinając koszulę. Efekt nie był zadowalający, koniec końców zapiął ją nierówno. W tym momencie do pokoju wpadł George.
-Cześć! – mówiąc to spojrzał na rozdygotanego Lennona.
-Cz-cześć. – niepewnie odparł John. Paul, korzystając z nieuwagi Harrisona, kopnął leżący na ziemi krawat Lennona pod stolik. George przeniósł wzrok na czerwoną jak burak twarz McCartneya.
-Co się stało? – spytał zdziwiony.
-Nic. – natychmiast odparli przyjaciele patrząc na niego przerażonym wzrokiem.
-Na pewno? – znów zadał pytanie Harrison.
-Tak.
-Cholerne korki! - w progu stanął wściekły Ringo. – Przepraszam Cię Johnny, ale o tej porze połowa Londynu wraca z pracy i… - jego wzrok spoczął najpierw na McCartneyu, a potem na Lennonie. – Co się stało?
-Nic, cholera, nic się nie stało! – warknął John. Starr spojrzał znacząco na Harrisona.
-Pewnie się znowu spuścili na twoją gitarę.- mruknął.
-Nie! - wydarł się Paul.
-To znaczy, ze teraz ,,ochrzcili” perkusję. – odparł George.
-No jasne, że tego nie zrobili, prawda? – spytał Ringo.
-Piwo jest w lodówce. – powiedział Lennon normalnym już tonem. – Weźcie sobie i przynieście mi jedno, Paulowi też.
-Nie, ja… Ja muszę iść… - McCartney wziął swoją kurtkę. – Wybaczcie, cześć wszystkim. – pożegnał się, zbiegł po schodach na dół i wybiegł z mieszkania na ulicę oświetloną jedynie blaskiem latarni.
-Nie zaprzeczyli… Nie zaprzeczyli! – Ringo był załamany. John położył mu rękę na ramieniu.
-Spokojnie… - powiedział. – Nie robiliśmy nic z twoją…
-Zabieraj te łapska! Wolę nie myśleć gdzieś je wsadzał. – wrzasnął jak oparzony Starr.
Paul pobiegł prosto do parku. Usiadł na ławce obok stawu próbując choć trochę się uspokoić. Starał się nie myśleć o zachowaniu Johna, ale nie potrafił się skoncentrować na niczym innym. ,,Boże, co nam, do jasnej Anielki, odwaliło?” – pytał sam siebie. Zapalił skręta. Była noc, letnia noc, nieco chłodna, w pewnym momencie zaczął padać drobny deszcz. Paul nie zwrócił na to uwagi. Spojrzał na granatowe, czarne niemal niebo rozświetlone tysiącami gwiazd. W głowie miał istny mętlik: ,,Gwiazdy, złote gwiazdy, ciemne niebo… oczy Johna świecące jak gwiazdy… szlag… Szybko! Pomyśl coś innego! A ja bym Cię przeleciał! Nie! Park, siedzisz w parku … Wiesz, że tego chcesz…”
-Tak… nie… jasne, że nie! – wrzasnął, energicznie wstając z ławki. Rozejrzał się. Na szczęście nikt go nie słyszał. Jego wzrok przykuły kaczki pływające w stawie. ,,Jest w tobie coś takiego…” –znów głos Johna zadźwięczał mu w głowie.
-W tobie też... – westchnął McCartney. – W tobie też…
Po kilkudziesięciu minutach stania na deszczu i wpatrywania się w kaczki nurkujące w poszukiwaniu jedzenia postanowił wrócić do domu. Kilka przecznic przed budynkiem zatrzymała go jakaś dziewczyna, jedna z tych, jak to określał George, ,,jednorazowych”. Ładna, nie można było zaprzeczyć. Chwilę rozmawiali. Mimo, że co chwilę starała się czymś go zainteresować, pozostawał niewzruszony. Przybity, otępiały wodził wzrokiem od jej rumianej twarzy do stóp skrytych w czerwonych, satynowych szpilkach.
-Czemu jesteś taki smutny? –spytała w końcu gładząc go po policzku.
-Nic… - westchnął. – Nic ważnego… - wysilił się na delikatny uśmiech. Pocałowała go, nie była w tym najlepsza, ale ostatecznie McCartneya mało to obchodziło, jego myśli wciąż krążyły wokół tamtej sytuacji, chociaż z całych sił próbował wymazać incydent z pamięci. Skupił się na pocałunkach z piękną nieznajomą. Jej ręce z policzków, ramion, pleców przesuwały się coraz niżej i niżej…
-Nie tutaj.- przerwał Paul. Rozejrzał się dookoła. Naprzeciwko dostrzegł budkę telefoniczną, skrytą w cieniu, z dala od blasku ulicznych latarni. Wpadli do niej, zaczęli zdzierać z siebie ubrania, pieścić, całować zachłannie swoje nagie ciała. McCartney muskał wargami jej szyję, piersi, brzuch… Jęknęła z rozkoszy. Sam już nie wiedział czy powinien próbować się uspokoić, czy całkowicie poddać emocjom. Ciągle myślał o Johnie, oczami wyobraźni widział jego kuszące usta, widział jak uprawia z nim seks, jak w miłosnym uniesieniu próbuje okiełznać jego nieokrzesaną naturę. Zatracił się zupełnie w tych marzeniach…
***
Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem. Paul stał w progu przez dobre piętnaście minut wpatrując się w ciemną czeluść mieszkania. W końcu wszedł do środka. Usiadł w kuchni przy stole, sam. Bał się wejść na górę. A jeśli John tam będzie? Co mu powie? Będzie zły? Odezwie się w ogóle? Co robić – wyjaśnić, czy udawać, że nic się nie stało? ,,Raz kozie śmierć.” pomyślał. Tup, tup, tup… Po schodach na górę. Lennon leżał na kanapie, zamknięte oczy i miarowy oddech pozwoliły McCartneyowi sądzić, że chłopiec śpi. Odetchnął z ulgą. Bez słowa poszedł do sypialni i rzucił się na łóżko. Kiedy John uznał, że Paul już go nie widzi, zerwał się z kanapy. Nie mógł zasnąć, ale nie miał teraz ochoty na tłumaczenie sobie wzajemnie tej niezręcznej sytuacji, nie wiedział jak zacząć rozmowę z przyjacielem. Postanowił na razie ją odwlekać.
Ciąg Dalszy Nastąpi...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Sob 18:54, 11 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:35, 11 Gru 2010 Temat postu: Re: Two of us [już nawet nie ostrzegam] |
|
|
LittleKoala napisał: |
-Paulie, powiedz coś. – poprosił nagle John. McCartney spojrzał na niego tępym wzrokiem.
-Coś. – mruknął. W tym momencie obydwoje wybuchli niepohamowanym śmiechem.
|
Rozmowa zupełnie na poziomie moim i Rolkarza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:50, 11 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, niewymownie się cieszę!
Ale no już mogłaś doprowadzić do końca, a nie wcisnąć Żorża i myśleć, że starczy już tego homoseksualnego motywu. Otóż nie! Czekam na dalszą część z nadzieją, że będzie podobna do Twojego opowiadania "If I needed someone"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Karla
Highway!
Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 429
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: WLKP Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:38, 12 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
no to grubo ;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:42, 13 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
To opowiadanie jeszcze was musi kilka razy zaskoczyć zanim nastąpi jego koniec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:48, 13 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
PART II
McCartney otworzył oczy. Powąchał swoją marynarkę. Śmierdziała piwem, papierosami i jakimiś tanimi słodkimi perfumami. Przypomniał sobie cały poprzedni wieczór.
-O matko… - jęknął. Pobiegł prosto do łazienki, wziął prysznic, umył zęby, założył czyste ubranie.
-W miarę. – stwierdził spoglądając na swoje odbicie w lustrze nad umywalką. Zszedł do kuchni. Lennon siedział przy stole pijąc kawę i gryzmoląc coś w swoim notatniku. Paul zatrzymał się w drzwiach. Początkowo John nie zauważał przyjaciela, ale kiedy oderwał wzrok od małego zeszyciku ich spojrzenia się spotkały. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, Lennon przerwał tę ciszę.
-Paul… ja…- zaczął niepewnie, wręcz powściągliwie. Zupełnie to było do niego niepodobne.
-Tak, wiem. – przerwał mu McCartney. - Byliśmy na haju, do tego doszedł alkohol, w końcu czasami większe głupoty robiliśmy w takim stanie. – posłał Johnowi uśmiech. Kiedy jednak tylko dokończył zdanie zobaczył, że ten nie miał zbyt wesołej miny.
-To też, ale… - powiedział Lennon jakby zawiedziony.
-Tak?
-Nic, nic, chyba… chyba już nic. – chłopiec znów zajął się rysowaniem.
-John? Co… - zaczął Paul, ale teraz z kolei jemu wszedł w zdanie Lennon.
-No przecież mówię, że nic. – burknął.
-Na pewno? – McCartney już nie wiedział, czy to troska, ciekawość, czy może coś zupełnie innego…
-Cholera… - John położył notatnik na stole. - Ty nic nie rozumiesz… nic nie wiesz… - plątał się. Zaczął chodzić w tę i z powrotem po pokoju.
-Czego nie rozumiem? – zapytał Paul nieco ostrzejszym niż zwykle tonem.
-Słuchaj, coś ci powiem, ale… - odparł Lennon w dalszym ciągu latający w tę i nazad po niewielkim pomieszczeniu, jakim była ich kuchnia . - Ale to musi zostać między nami… - mówiąc to sprawdzał, czy na pewno obydwa wejścia do kuchni są zamknięte. McCartney skinął głową .
-Bo… bo ja… matko, nie wiem jak to powiedzieć… - oddech Johna niebezpiecznie przyspieszył. Chłopiec w końcu się zatrzymał, oparł o szafkę. Stał bokiem do Paula, uciekał od niego wzrokiem jak gdyby bał się spojrzeć mu w twarz.
-Pamiętasz jak kilka miesięcy temu byłem na wakacjach z Brianem? – powiedział w końcu.
-Tak… - Paul poczuł jednocześnie wściekłość, zawód i zaskoczenie. Wiedział jak się skończy to wyznanie.
-Bo… widzisz… my wtedy… - John nie miał pojęcia jak zacząć. - Słuchaj, on mi powiedział… Nie, wiesz co, to głupie, zapomnij o tym co ci mówiłem. – stwierdził w końcu.
-To zabrzmi trochę po babsku, ale wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć… - McCartney spojrzał prosto w piwne tęczówki Johna, który natychmiast odwrócił głowę jakby nie mógł patrzeć na Paula, jakby nie mógł go znieść.
-Ale nie wiem jak… - powiedział cicho. McCartney przez dłuższą chwilę szukał w sobie odwagi, by spytać:
-John, to prawda co o was mówili?
-To nie było tak… - zaczął Lennon. - Ja…
-Spałeś z nim? – Paul był zły, w głębi duszy poczuł się urażony. Sam nie wiedział dlaczego.
-Tak, ale… ale ja… Cholera, to wszystko jest takie pokręcone. – John ukrył twarz w dłoniach.
-John… - niepewnie zaczął McCartney. - Czy ty jesteś… no wiesz, taki jak Brian? Bo jeśli o to chodzi to mnie to nie przeszkadza… Nawet… - w ostatnim momencie ugryzł się w język.
-Nawet co? – Lennon spojrzał na przyjaciela.
-Nawet… gdybyś… nie wiem… cokolwiek, to… no wiesz… dalej jesteśmy… -nie to chciał powiedzieć. –To jesteś… homo… czy hetero? – zapytał po chwili.
-Ja… ja sam nie wiem, może czymś pomiędzy… -odparł John. - To znaczy… Ja nie wiem, jak myślę o facetach, tak ogólnie, to… to czuję odrazę… Ale… jeśli chodzi o kogoś innego… bliskiego… - Lennon już właściwie szeptał.
-Przyjaciela? – mówiąc to McCartney spojrzał mu w oczy. Były szkliste, jak gdyby John miał się za chwilę rozpłakać.
-Cholera, wcale Ci tego nie chciałem powiedzieć, bo przecież wiem, że ty byś nigdy z facetm... ale sam wiesz jak to jest kiedy się człowiek schleje… i nie tylko… Gadałem, chociaż na trzeźwo nigdy bym Ci tego… - niepewnie mówił Lennon. - Przecież wiem, że ty…
Paul nie wiedział, czemu to zrobił, po prostu czuł, że John tego chciał, że tego oczekiwał. Podszedł do niego i pocałował tak ogniście, tak zachłannie, jak gdyby to miały być ostatnie chwile jego życia. John był zaskoczony, początkowo nie bardzo wiedział co ma myśleć o zachowaniu przyjaciela, ale im dłużej ich usta pozostawały złączone w tym płomiennym pocałunku, tym bardziej utwierdzało go to w przekonaniu, że McCartney w pełni odwzajemnia jego uczucia.
-John, zróbmy to. Od wczoraj nie mogę myśleć o niczym innym. – wyznał, przerwawszy pocałunek, Paul. Lennon aż nie mógł w to uwierzyć. To było zbyt piękne.
-Mówisz poważnie? -spytał.
-Najzupełniej poważnie.
-Boże… -odetchnął z ulgą. - Nie masz pojęcia jak się czułem, zwłaszcza po tym, co wczoraj… Naprawdę przepraszam.
-Za co? – po tych słowach McCartney pocałował go ponownie. Te kilka sekund, podczas których stali tam połączeni pocałunkiem wydawały się mówić wszystko. Tak bardzo każdy z nich chciał zaznać czegoś więcej, wyrazu wzajemnej miłości i dzikiej, niepohamowanej namiętności. Wiedzieli, że to, co robią i co chcą zrobić wykraczało poza wszelkie normy społeczne, łamało przepisy prawa, w pewnym sensie godziło w ich moralność i godność, ale to podniecało ich jeszcze bardziej. Pragnęli tego jak niczego innego na świecie. Pozostawał tylko jeden mały problem…
-Ale co my zrobimy z Georgem i Ringo? – zastanowił się John. – Przecież nie mogą tu być kiedy my… To by było zdecydowanie za duże ryzyko. – stwierdził.
-Nie martw się. - Paul znowu obdarzył go pocałunkiem.
***
George siedział na podłodze grając na gitarze, Ringo spał obok z komiksem położonym na twarzy. Żaden z nich nie zwracał uwagi na Johna i Paula siedzących na kanapie. Udawali, że piszą piosenkę zawzięcie na zmianę bazgrając coś w notesiku Lennona. W rzeczywistości jednak była to utajniona rozmowa. ,,Ja za chwile zwariuję. Wymyśliłeś coś w końcu? ”napisał John, po czym spojrzał z nadzieją na Paula, który, ku jego rozczarowaniu, pokręcił przecząco głową. Nagle go jednak olśniło. ,,Zabijmy ich.” odpisał. Lennon wykrzywił twarz w niesmaku. ,,Ty to durny czasami jesteś.” ,,Kreatywność mi szwankuje.” tłumaczył się McCartney.
-No właśnie widzę. To co robimy? - zapytał John.
-Z czym? –zainteresował się George.
-Z rymem, nie ważne zresztą… -mruknął Lennon. Harrison, ku jego wielkiej uldze, ponownie zajął się grą na gitarze. Paul spiorunował wzrokiem Johna. ,,PISZ!” nakazał. ,,Dobra, jaki masz plan?” odpisał mu przyjaciel. McCartney zastanawiał się przez chwilę. ,,Najlepiej by chyba było ich gdzieś wysłać.” napisał w końcu. ,,Brawo geniuszu! Ale DOKĄD?” Lennonowi rzeczywiście kończyła się już cierpliwość. ,,Nie pisz tak mocno, bo zrobisz dziurę.” skarcił go Paul. ,,DOKĄD?” pisząc to John potargał kartkę. ,,Nie wiem.” ,,Aha.” ,,Kocham Cię.” napisał w końcu McCartney i posłał mu uśmiech. ,,Nie zmieniaj tematu.” odpisał Lennon. ,,Ale nie napiszesz, że mnie kochasz?” Paul zrobił minę niedopieszczonego szczeniaczka. ,,NIE.” ,,Ani trochę? Bo będę zły.” ,,Nie.” ,,Ty mnie chcesz wykorzystać!” – Macka udawał oburzenie. ,,Jasne, że tak!” odpisał natychmiast John.
-A więc to tak?! – spytał Paul.
-Tak.
-Tak?!
-Tak.
-Tak?!
Nawet nie zauważyli, ze drą się na całe gardło. Uwagę na tę ich ,,niby kłótnię” zwrócił natomiast George i obudzony wrzaskami Ringo. Zaczęli się przyglądać przyjaciołom z sekundy na sekundę mając coraz dziwniejsze miny.
-Tak, ty małpo! – ryknął Lennon.
-Tak?! Tak?!
-Tak! Tak! Tak! Tak!
-Tak?!
-Tak!
Paul nie wytrzymał pierwszy i parsknął śmiechem, za nim John. George pokręcił głową.
-Ćpuny. – powiedział do siebie, po czym zapalił skręta. –Chcesz? –spytał Starra. Ringo zaciągnął się tylko i ponownie zasnął z komiksem na twarzy. John i Paul powoli się uspokoili. ,,Mówiłeś poważnie?” napisał McCartney. ,,Jasne, że tak.” Lennon uśmiechnął się słodko i delikatnie cmoknął go w policzek.
,,MAM POMYSŁ .” napisał Paul i dodatkowo podkreślił zdanie trzykrotnie.
***
-Czyje? Co? Do czego? –George patrzył z niedowierzaniem na listonosza, który od piętnastu minut tłumaczył mu to samo.
-Pan George Harrison? – spytał po raz kolejny. Georgie przytaknął.
-A więc oto pańskie zaproszenie do Arabii Saudyjskiej od księżniczki… - spojrzał na kopertę. – Saliha Zahrah Rabab. – wyciągnął do George’a rękę z żółtą kopertą.
-Czyje? Co? Do czego? – powtórzył chłopiec.
-Bierz tę kopertę, nie gadaj! – rozkazał w końcu listonosz. George zabrał kopertę, pokwitował odbiór i podziękował za przesyłkę.
-A, jeszcze coś. – zawołał za nim kurier. Harrison odwrócił się do niego.
-Tak? – spytał.
-Czy można prosić też pana Richarda Starkeya?
***
-… i dlatego byłabym zaszczycona waszym przyjazdem do pałacu mego ojca i poznaniem was osobiście. Wasza oddana fanka, księżniczka Saliha Zahrah Rabab. P.S. Dołączam bilety lotnicze. Mam nadzieję zobaczyć was wkrótce. – skończył czytać Ringo. Spojrzał na swój bilet pierwszej klasy. –Sobota, godzina 5.30. – nagle coś sobie uświadomił. - Czekajcie… Dzisiaj jest czwartek… znaczy, że jutro jest piątek! – wykrzyknął.
-Niech no pomyślę… Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek… hej, masz rację! – z ironią odparł John. Ringo posłał mu wściekłe spojrzenie.
– Rozumiesz z tego cokolwiek? – spytał George’a wpatrującego się w swoje zaproszenie. –Hej! – szturchnął go. Harrison pokręcił przecząco głową.
-Napisała przecież. – oschle powiedział Paul. – Chce was poznać.
-Czyżby ktoś tu był zazdrosny o zaproszenie? – Ringo spojrzał na Johna i Paula siedzących przy stole. Obydwoje mieli wyjątkowo nieprzyjemne miny.
-Nie, dlaczego? – mimo usilnych starań głos McCartneya zdradzał wszystko. Zresztą trudno się było temu dziwić, zawsze uważał się za najlepszego z całej czwórki. Brak zaproszenia najwyraźniej godził w jego honor.
-Jedźcie, zostawcie nas tu samych na pastwę okrutnego losu… - biadolił Lennon.
-To tylko dwa dni. Nie tragizuj… - mruknął Harrison.
-A czy ja tragizuję? Ale nie przejmujcie się, jeżeli ktoś na nas napadnie i zabije, a potem spali trupy razem z całym domem. – odparł.
-Chyba zaryzykujemy taką ewentualność. – powiedział Ringo.- W końcu to księżniczka… i pałac.
-Też mi coś. Jakbyśmy nigdy nie byli w pałacu. – żachnął się Paul. Włączył telewizor.
-Jest spora różnica pomiędzy naszą monarchią, a ich monarchią. – zauważył George
-No, oni są ciemniejsi. – po tych słowach również Lennon skierował swój wzrok na telewizor. Ringo podszedł do dwójki naburmuszonych przyjaciół.
-Też byście chcieli takie mieć, co? – spytał z wrednym uśmieszkiem machając im przed nosem swoim listem.
-Zabieraj mi to sprzed twarzy! - McCartney wyrwał mu papier z ręki i rzucił na podłogę. George spojrzał na niego z pogardą.
-Chodźmy Rich. – powiedział. – Musimy się przygotować do wyjazdu.
Po tych słowach obydwoje wyszli z pokoju. John odchylił się na krzesełku, żeby sprawdzić czy na pewno zostawili jego i Paula samych. W końcu skinął głową na przyjaciela. Na ich nadąsanych twarzach pojawiły się uśmiechy.
-Nie wierzę, nie wierzę... - zachichotał Macka. - …naprawdę im się wydaje, że spotkają się z księżniczką.
-Ależ oni są bezdennie głupi. – zawtórował mu Johnny.
-Kiedy wrócą z tej podróży to nie pozwolą nam pożyć zbyt długo. Musimy ten weekend dobrze wykorzystać.
-Obiecuję Ci, że wykorzystamy go dobrze, nawet bardzo dobrze.
Rozmowę przerwał namiętny pocałunek.
Ciąg Dalszy Nastąpi...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Pon 16:55, 13 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:04, 13 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
O ja pierdziu, jaki szatański plan. Cóż za nikczemne umysły go uknuły. :hyhy:
Pisz szybko ciąg dalszy, bo chcę wiedzieć, jakie tortury czekają na Paula i Johna w ramach zemsty. :P
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dżoniara dnia Śro 21:00, 16 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:25, 13 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
LittleKoala napisał: |
-Tak?! Tak?!
-Tak! Tak! Tak! Tak!
-Tak?!
-Tak! |
O, a to mi coś przypomina... :hyhy:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:19, 13 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Szalony-Rolkarz napisał: | LittleKoala napisał: |
-Tak?! Tak?!
-Tak! Tak! Tak! Tak!
-Tak?!
-Tak! |
O, a to mi coś przypomina... :hyhy: |
Cicho, zboczeńcu jeden! :cisza:
Masz zakaz czytania tych opowiadań. Twoja psychika jest już wystarczająco zryta. :oczami:
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dżoniara dnia Pon 21:23, 13 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:57, 14 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Dżoniara napisał: | Masz zakaz czytania tych opowiadań. Twoja psychika jest już wystarczająco zryta. :oczami: |
Od kiedy ty się tak mną przejmujesz, co? :zdziwko: (Coś tak czuję, że twojej uwagi nie powinnam odbierać jako troski, tylko jako docinek na mój temat... :zly: )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:58, 15 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
PART III
-Nie, nie, nie, nie… - Ringo kłócił się z Georgem od kilku godzin. – Nie zmusisz mnie do tego wyjazdu.
-Oj tam, wystraszyłeś się byle czego. – próbował całą sprawę załagodzić Harrison. John i Paul udawali, że nie przejmują się przyjaciółmi, jednak w głębi duszy odchodzili od zmysłów. Cały ich misterny plan wisiał na włosku. Wszystko przez Ringo, który przy pomocy encyklopedii postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o celu ich wyprawy.
-BYLE CZEGO? BYLE CZEGO?! –spytał. – Cytuję… - wsadził swój wielki nos w książkę. - ,,W Arabii Saudyjskiej istnieje kara śmierci, chłosta i tortury.”. Jakoś nie mam ochoty spróbować żadnej z tych rzeczy.
-His-te-ry-zu-jesz. – po raz kolejny tłumaczył mu George pakując ubrania do walizki. – Ta, czy ta? – spytał stojącego obok Lennona pokazując mu dwie identyczne białe koszule.
-Zaszalej. – odparł John. – Weź obie.
-,,W Arabii Saudyjskiej właściwie nie ma przestępczości i patologii takich jak narkomania, alkoholizm i przemoc w szkole.”
-Buuu! – zawył, demonstrując niezadowolenie z tego faktu Lennon.
-,, Jest obecna jednak bezdomność, analfabetyzm, bieda i bezrobocie.” Chyba nawet w Z.S.R.R. mają lepsze warunki. – komentował dalej Ringo.
-Przecież nie jedziesz tam szukać pracy ani mieszkania. – słusznie zauważył McCartney wyrzucając z szafy Harrisona wszystkie ubrania. – Ja na twoim miejscu już bym zamawiał taksówkę na lotnisko.
-Ty akurat byś tam nie wytrzymał nawet pięciu minut. – zapewnił go Starr.
-Niby czemu?
-,,W Arabii panują surowe obyczaje, kobiety muszą okrywać ciała od szyi aż po kostki.”. – zacytował Ringo.
-TO JEST SADYZM! – wykrzyknął John.
-Ale… - natychmiast wtrącił się Paul. – …jesteśmy Beatlesami. Dla nas kobiety zrobią wszystko, włącznie z narażaniem się na śmierć czy chłostę.
-Nie był bym taki pewien, tu pisze, ze to bardzo religijny naród. ,, Mniej więcej 98% mieszkańców wyznaje islam.”. Raczej sobie tam nie poflirtujemy, tu pisze, że nie można się odzywać do muzułmanek, jeśli nie wyznajesz ich religii.
-Oj, nie przesadzaj… - powiedział Paul.
- ,,System karny jest bardzo surowy. Za kradzież przewidziana jest kara obcięcia palca, a nawet całej dłoni.”
Lennon przyjrzał się swojej ręce.
-Cóż to musi być za niewygoda przy waleniu konia. – stwierdził z powagą. Pomimo ogólnego milczenia wszyscy mieli na myśli dokładnie to samo.
-Dwudniowy odpoczynek od jego ,,mądrości”. Rich, jak ty możesz przepuścić taką okazję? – dziwił się George.
-No w sumie… -prawie zmienił zdanie Starr. - Ale… ,,Śmiercią poprzez ścięcie arabskim mieczem, karani są nie tylko mordercy i gwałciciele, ale także ludzie, którzy porzucili islam. Egzekucje wykonywane są publicznie.”. Czy tylko ja czuję klimat średniowiecza?
-Czekaj… Jak już tak grzebiesz w tej encyklopedii, to sprawdź co to za miasto… - George chwycił bilet i przyjrzał mu się raz jeszcze. - …Rijad… - przeczytał. Starr począł wertować grubą księgę.
-Rijad? – spytał dla pewności.
-Mhm… - przytaknął Harrison.
-Nic szczególnego, stolica, nazwa oznacza ,,miejsce ogrodów i drzew” albo coś takiego… Ale to jest dobre… Ich najświętsze miasto ,,Mekka (pełna nazwa: Makkat ul-Mukarramah, znana jest również jako MAKKA)”.
-No i widzisz, wszędzie nas znają. – ucieszył się Paul.
-Właśnie, jesteśmy więksi od Jezusa, czemu nie od Allaha? – dodał John.
***
Brązowa walizka sturlała się ze schodów wprost pod nogi Ringo. Chłopiec zaklął i spojrzał na wyraźnie zadowolonego z siebie Lennona stojącego u szczytu schodów.
-Nie całkiem o to mi chodziło kiedy prosiłem żebyście nam pomogli znieść bagaże. – powiedział z przekąsem.
-JA przynajmniej coś zrobiłem, nie tak jak inni… - John miał na myśli zachowanie Paula, który obudzony o pierwszej w nocy stwierdził, że musi się odświeżyć jeżeli ma wykonywać jakąkolwiek pracę, po czym wlazł do łazienki i słuch po nim zaginął.
-Dobre i to… - mruknął Ringo biorąc walizkę w rękę. W drzwiach minął się z Georgem.
– To już wszystko? – spytał Harrison zaglądając do pokoju. John przytaknął.
-Świetnie. – odetchnął George. Podszedł jeszcze do Lennona i ostrzegł go:
-Jeżeli cokolwiek dziwnego stanie się z moimi rzeczami, to ci zrobię z twarzy parking dla ciężarówek.
-Co masz na myśli? – John udawał niewiniątko.
-Na przykład oblewanie mi łóżka jakąś zielonkawą breją i zwalanie wszystkiego na kosmitów, którzy przylecieli w odwiedziny...
-A co, może im miałem kazać spać na podłodze? – oburzył się Lennon.
- …albo… – kontynuował Harrison. - …rozsyłanie moich majtek fankom.
-Wcale ich nie rozsyłałem, tylko sprzedawałem na półlegalnej aukcji. Poza tym pieniądze poszły na szczytny cel.
-Na jaki? – zdziwił się George.
-Na dzieci.
-Na jakie dzieci?
-Te, do których oficjalnie się nie przyznałem. – John mrugnął porozumiewawczo. W tym momencie do salonu wparował McCartney.
-Tooo gdzieee teeee waaaaliizkiiii? – spytał ziewając przeciągle.
-Już je dawno wynieśliśmy.
-Taaak? To ja idę spaaaaać… - po tych słowach Paul przeciągnął się i wrócił do swojego pokoju. – Szerokiej drogi! – rzucił jeszcze zanim padł na łóżko.
-Szerokiej drogi. – powtórzył Lennon machając odjeżdżającym już przyjaciołom na pożegnanie.
Ciąg Dalszy Nastąpi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:32, 15 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
LittleKoala napisał: | -Właśnie, jesteśmy więksi od Jezusa, czemu nie od Allaha? |
A tutaj wybuchłam nieposkromionym atakiem śmiechu... :rotfl:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:40, 15 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Jeszcze, jeszcze! :P Fajne to. Dawaj więcej!
Swoją drogą, kiedy Ty masz czas, żeby to pisać? Na wagary chodzisz czy co? :zdziwko:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:07, 21 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
PART IV
-Hej! Wstawaj, już dziewiąta! – John z dzikim wrzaskiem rzucił się na łóżko przyjaciela niechcący wbijając mu łokieć w żebra. Dopiero po jego cieniutkim pisku zdał sobie sprawę z tego co robił, odsunął się więc na bezpieczną odległość, nadal jednak pozostając w miarę blisko McCartneya.
-Co? Co? Co jest grane? – Paul jakimś cudem wygrzebał się z pościeli i usiadł na łóżku. Jego włosy przypominały stóg czarnego siana, promienie słońca wpadające przez okno raziły go w oczy, zasłonił je ręką. Jeszcze nie całkiem kontaktował – za wcześnie dla niego było na inteligentne rozmowy. Na szczęście w planach Johna nie było nic inteligentnego. Natychmiast po ujrzeniu twarzy McCartneya cmoknął go w policzek. Chłopiec w sekundzie oprzytomniał. Odepchnął Lennona dość brutalnie.
-Co ty wyprawiasz? – spytał szeptem.
- ,,Ten nieśmiały” i ,,ten niski” są w drodze do księżniczki Saliha Zahrah… czy jakkolwiek jej było. –przypomniał z uśmiechem Johnny. Informacja uspokoiła nieco Paula, który znów przełączył się na tryb ,,zero-kontaktu” i ponownie położył się wygodnie w łóżku.
-No… Paulie… - Lennon przypominał trochę podpalony fajerwerk, który lada chwila miał wystrzelić. Chłopiec ze zdziwieniem spojrzał na McCartneya. –Co z tobą? – pytał. – Nie chcesz mnie przelecieć?
-W tym momencie chcę spać. – jęknął Paul zaciągając kołdrę aż na głowę, przez co odkryły mu się stopy, ukazując jego idiotyczne purpurowe skarpetki z żółwikiem. W Lennonie odezwał się instynkt dręczyciela. Natychmiast ściągnął skarpetki i zaczął łaskotać przyjaciela.
-Przestań! – Paul najpierw tylko się śmiał, ale w końcu zaczęło mu brakować tlenu i ściągnął kołdrę z twarzy. –Ja nie żartuję! John, błagam… - wiercił się usiłując powstrzymać Lennona, który oczywiście pozostawał głuchy na jego prośby.
-Skoro nie żartujesz, to czemu się śmiejesz? – spytał John.
-Bo… mnie… łaskoczesz, ty głupku! – stwierdzenie nie brzmiało zbyt poważnie, Macce z ledwością udawało się coś powiedzieć między kolejnymi salwami śmiechu. John nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić, więc po prostu kontynuował uprzykrzanie mu życia. W końcu Paulowi skończyła się cierpliwość i kopnął Lennona.
-Pocałuj mnie w dupę.- po tych słowach ponownie zniknął pod kołdrą.
-Jak chcesz. – John zanurkował w pościeli.
-Co ty wyrabiasz? – wrzasnął McCartney czując na sobie dotyk Lennona.
-To, czego chciałeś.
-Ja nic nie… zostaw mnie! – krzyczał. Nastąpiła krótka szamotanina. - Zresztą jak chcesz, bez spodni też mogę spać. – stwierdził.
***
-Panie Starkey, panie Starkey! – kierownik lotniska już od godziny próbował opanować powstałe zamieszanie. Bezskutecznie. – Panie Starkey! – wrzasnął raz jeszcze, jak gdyby sądził, że Ringo usłyszy jego głos pomimo tłumu otaczających go wielbicielek, z którego co chwilę dało się słyszeć kolejną arię westchnień i pojękiwań. Co najmniej pięć stewardess bawiło się już do reszty skołtunionymi włosami beatlesa, trzy inne podwijały rękawy koszuli chłopca i pisały mu na rękach swoje numery telefonów, a cała reszta biła się o szansę odciśnięcia na jego twarzy śladu swoich wysmarowanych szminką ust.
-Jestem taki nieszczęśliwy… - wzdychał co chwilę i patrzył wzrokiem samotnego szczeniaczka na stado kobiet szukając tam ,,pocieszenia”. – Ciągle tylko praca i praca… Nikt mnie nie rozumie…
-Och! Jaki on słodki… - niebieskooka brunetka stanęła tuż obok muzyka dając mu tym samym wgląd w swój szeroki dekolt.
-I ten nosek… - dodała inna fanka siadając mu na kolanach.
-Naprawdę? Podoba ci się? – spytał zaskoczony Ringo. – Większość osób tylko się z niego naśmiewa. Nie jest łatwo żyć z takim czymś przyczepionym do twarzy. Nawet kwiatki się mnie boją. – mówił. – No wiecie, kiedy je wącham. Chyba mają obsesję, że mógłbym je wessać jak odkurzacz.
Gromada niewiast zachichotała ponownie.
-Przepraszam, mógłby mi pan dać autograf? – z tłumu wyłoniła się kobieta… nie, bogini… Starr rozdziawił buzię jak dziecko w sklepie ze słodyczami. A trzeba było przyznać, tego rodzaju cukierki rzadko się widywało. Była oczywiście stewardessą, podobnie do pozostałych, chociaż chłopiec zastanawiał się jak, u licha, mieściła się w samolocie. Miała co najmniej metr osiemdziesiąt pięć wzrostu i to tylko jeśli nie liczyć wysokości jej czarnych szpilek. Szczupła, jak na swój wzrost poruszała się z niezwykłą gracją. Zielone oczy spoglądały zalotnie spomiędzy burzy gęstych platynowych loków opadających na ramiona.
-Aaaaaaaaaa… - Starr przypominał trochę mieszkańca jakiegoś niecywilizowanego plemiona po raz pierwszy widzącego coś spoza swojego zacofanego życia. Kobieta posłała mu uśmiech. Chłopiec poczuł, że unosi się w powietrzu… no, przynajmniej pewna jego część znacznie się podniosła. Jakimś cudem ocknął się jednak z tego amoku.
-Autograf… tak, jasne. – wymamrotał. – I, proszę cię, mów mi Ringo. – dodał chwytając niebieski flamaster od jednej z rozhisteryzowanych fanek.
-Ojej, ale nie mam żadnej kartki. – zauważyła blondynka. Starrowi przeszło przez myśl, że może większość dowcipów na temat inteligencji tych stworzeń to nie żarty. Szybko jednak jego mózg został zagłuszony przez łomot serca, lub, co bardziej prawdopodobne, buzujące hormony, kiedy dziewczyna zaproponowała.
-To może podpiszesz się tu? – po czym podwinęła nieco swoją czerwoną spódniczkę pokazując beatlesowi miejsce tuż nad zakończeniem kremowej pończochy. Nogi miała tak długie, że samo podwijanie zajęło chyba jakiś kwadrans. Długi kwadrans, podczas którego Ringo ostatecznie przestał myśleć mózgiem, a zaczął myśleć… jak facet. Kierownik lotniska gapił się na tę scenę z wściekłością, która zwiększyła się jeszcze bardziej kiedy z lotniskowej toalety wypadł zziajany George, a za nim dwie dziewczyny z lubieżnymi uśmiechami na twarzach.
-Co wy wyprawiacie? – wrzasnął w kierunku Harrisona czerwony jak burak mężczyzna. – Nawet nie wiecie co może się stać przez takie zachowanie!
-Słuchaj, jest jedna naprawdę przydatna rzecz, której nauczył nas nasz menadżer. –odparł chłopiec spokojnym tonem. – Lotnisko to jeszcze strefa MIĘDZYNARODOWA. – po tych słowach zapalił papierosa i rozejrzał się dookoła. – Gdzie Ritchie? – zapytał nie mogąc nigdzie znaleźć przyjaciela.
-Pan Starkey jest… - zaczął kierownik. Spojrzał na miejsce, które jeszcze przed sekundą zajmował muzyk.
-Pewnie poszedł za potrzebą. – odparł Geroge z uśmiechem przyglądając się niebieskim drzwiom męskiej toalety. Chwilę później spojrzał na swój złoty zegarek. –Hmm… - zastanowił się. – Ciekawe kiedy ta księżniczka raczy przysłać po nas swoich ludzi.
Ciąg Dalszy Nastąpi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:25, 22 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Hieeee... (Nie ma co, inteligentne to było...)
Ale taka jest moja reakcja na to genialne opowiadanie. WIĘCEJ!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Style edur
created by spleen &
Programy.
|