Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:18, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
No... Długo się zbierałam. W ostateczności nie wygląda to tak jak bym chciała, ale to chyba przez nudę. Już mnie zmęczyło to opowiadanie. Mam nadzieję, że mimo wszystko zaspokoję oczekiwania. :)
Tam jest jedno takie zdanie… którego aż się wstydzę, że je napisałam.
PART VI
Z dedykacją dla wszystkich, którzy śledzili miłosne losy Johna i Paula i zastanawiali się co u George'a i Ringo ;)
Wstyd. Wstyd. Wstyd. ‘Nie zachowałeś się jak facet. Co Ty chciałeś zrobić?!’ Wstyd. Wstyd. ‘Nie zachowałeś się jak facet. Kiedy się coś zaczyna, trzeba to skończyć!’. Wstyd. ‘Chcesz tego nadal, dlaczego tego nie zrobisz?’.
-Nie wiem… - Paul wyszeptał te słowa patrząc na zieloną ścianę. Obudził się na łóżku Johna. Jak się tam znalazł? Pamiętał tylko fragmenty, kiedy John się ubierał, kiedy objął go ramieniem i bełkotał coś o zranionych uczuciach, taki jeden moment, kiedy posadził go na kanapie owiniętego kocem i dławiącego się własnymi łzami. Najchętniej znów by się teraz rozpłakał. Wpatrując się we fragmenty podłogi Johnowej sypialni bił się z myślami. Co on wczoraj odstawił? Czemu powiedział, że nie chce? Chciał! Czy go kochał? Oczywiście, że tak. Kochał jak niedostępną pokusę, jak zakazany owoc, kochał szczerze i prawdziwie. Był powiernikiem jego największych sekretów, sam spowiadał mu się ze wszystkiego co go trapiło, pomagali sobie nawzajem, podtrzymywali na duchu w trudnych chwilach, ale pójście z nim do łóżka? Dlaczego się bał, skoro pragnął tego z całych sił?
Wstyd. Wstyd. Wstyd. ‘Nie zachowałeś się jak facet. Co Ty chciałeś zrobić?!’ Wstyd. Wstyd. ‘Nie zachowałeś się jak facet. Nie możesz myśleć tylko o sobie!’. Wstyd. ‘Chcesz tego nadal, dlaczego?’.
-Nie wiem… - John obudził się na kanapie w salonie. Na tej samej, na której pierwszy raz napadł na Paula. Ale teraz już wiedział, że nigdy więcej tego nie zrobi. Był zły na Paula, że powiedział mu w ostatnim momencie. Tym bardziej, że przez niego będzie się teraz zadręczał. A gdyby mogli to zrobić wcześniej? Może wtedy Paul nic by nie powiedział. Ale to koniec. Nigdy więcej. Chociaż… może jednak Paul zmieni zdanie? Nie! Nie zmieni! Bo jest normalny!
-Nie tak popierdolony jak ja… - wyszeptał Lennon. Resztką sił dźwignął się z łóżka, poszedł prosto pod prysznic. W ubraniu. Dopiero kiedy lodowate krople prysznica zmoczyły obficie jego buty zdał sobie sprawę, że stoi w kabinie w kompletnym umundurowaniu Beatlesa. Ciuchy szybko nieosłoniętą górą prysznica wydostały się z kabiny i upadły na białe kafelki z głośnym pluskiem. Lennon dokończył kąpiel i wszedł nagi jak go pan bóg stworzył do pokoju by wybrać jakiś czysty garnitur. Z powodu braku marynarek na koszulę bez krawatu naciągnął obleśny niebieski wymiętolony do granic możliwości sweter. Wyjrzał przez okno. Uświadomił sobie, że w dalszym ciągu musi być noc, choć może księżyc i gwiazdy były jedynie wytworem jego własnej, chorej, zboczonej wyobraźni. Nie, gdyby tak było, to księżyc w obcisłym lateksowym wdzianku, z pejczem w ręku bzykałby wszystkie gwiazdy po kolei. Uśmiechnął się do siebie na myśl o takiej wizji. Uznał, że po tym, co się wydarzyło i tak nie będzie umiał spać tej nocy spokojnie, więc poszedł do kuchni po coś do jedzenia. Zaraz po zejściu ze schodów zauważył pod drzwiami kuchni bladą poświatę palącego się zapewne w środku światła. Albo pożaru. Kolejna chora myśl tej nocy. Tuż po otwarciu drzwi Lennon spojrzał na McCartneya siedzącego przy stole z kubkiem kawy w ręku.
-Co tu robisz? – John najwyraźniej wyrwał przyjaciela z zamyślenia, bo chwilę zajęło Paulowi zrozumienie tego pytania.
-Nie mogę zasnąć. –oznajmił, po czym zaczął siorbać gorący jeszcze napój z dość dużych rozmiarów kubka w kwiatuszki.
-Więc pijesz kawę? – spytał John.
-Tak. – tonem wesołym niczym u grabarza odparł Macka.
-No… to jest całkiem logiczne… - John spojrzał na swój notatnik na drugim końcu stołu. Musiał go tu wcześniej zostawić. Przeszedł przez kuchnię udając, że to właśnie on był celem poszukiwań. Z zeszycikiem w ręku nacisnął klamkę drzwi, żeby opuścić pomieszczenie. Usłyszał za sobą szurnięcie krzesła. Odwrócił się, Paul stał na wprost niego. Spojrzał na notatnik Johna, uśmiechając się.
-Widziałem ten szkic. – powiedział z rumieńcem na twarzy. John machinalnie otworzył notatnik na odpowiedniej stronie. Szybko rysowany szkic przedstawiał dwójkę chłopców całujących się namiętnie. Nie trudno było zgadnąć o kogo chodziło. ‘We’re not half the men we used to be’ głosił napis pod spodem. Ten napis był dziełem Johna. Ale pod nim znalazł się jeszcze jeden dopisek. ‘Hope you’re happy just by kissing me, things like this comes suddenly’ Lennon szklistymi już oczami spojrzał na McCartneya. Było w jego wzroku coś niezdrowego, coś, z czym walczyła jego wewnętrzna chęć bycia ideałem, podobania się wszystkim. W tej sekundzie chciał się podobać tylko jemu, Johnowi. Ale nie byłby w stanie do niego podejść, zrobić tego. Na szczęście rozumieli się bez słów. Lennon przejął inicjatywę. Pchnął przyjaciela na ścianę i wbił język między jego wargi. Paul odwzajemniał pocałunki, jednak z każdą sekundą powracało uczucie wstydu. Wiedział, że musi je przezwyciężyć, a John wiedział, że musi mu w tym pomóc. To był najdziwniejszy moment w życiu McCartneya. Bronił się, ale nie wiedział przed czym. Chciał, a nie mógł. Czy to normalne bronić się przed czymś tak wspaniałym jak miłość? John zobaczył panikę w oczach przyjaciela.
-Paulie… - szeptał – Już dobrze…
-Nie… - majaczył McCartney bezskutecznie próbując oswobodzić się z więzów pożądania.
-Tak… - wciąż odpowiadał mu Lennon.
-John… - chciał go powstrzymać, już żałował tego co wydarzyło się dotąd. Co miało czekać na niego potem?
-Paul… - gdyby odmówił, Lennon prawdopodobnie by mu przyłożył. Przemawiała przez niego dzika, zwierzęca natura, już nie był sobą. A może właśnie nareszcie był?
-To jest złe… - McCartney nie mógł pozbyć się okropnego poczucia winy, które wypalało go doszczętnie.
-Okropne… - przyznał John uśmiechając się.
-Musimy przestać… - Paulowi starczało siły na położenie dłoni na ramionach przyjaciela, ale nie na odepchnięcie go. Powtarzał sobie, że to tylko sen, że zaraz się obudzi.
-Zdecydowanie… - znów przyznał mu rację John.
-Teraz…
-Zaraz… - John zaczął całować McCartneya jeszcze bardziej zachłannie niż dotychczas. Chciał, żeby Paul się w końcu zamknął. Jasne, że powinni byli przestać, że w ogóle nie powinni byli do tego dopuścić, że to, co robią jest straszne, ale przestawał o tym myśleć, a McCartney jak denerwujący głos sumienia przypominał mu o tym cały czas.
-Już… - głos Paula był jakby zniecierpliwiony, gdyby tylko na chwilę John przestał go całować, dotykać.
-Natychmiast…
-Koniec… - starał się uciekać, odsuwać głowę, tak, by Johnowi było trudno go całować, ale na nic się to nie zdało.
-Jeszcze… Jeszcze tylko… - Lennon zaczął się obawiać, że Paul może naprawdę przerwać ten cudowny moment. Całował jego szyję, usta, nos, oczy… Ile się uda zanim ta bajka się skończy.
-Chwila… - dopowiedział Paul. Czy mu się wydawało, czy zaczynał się rozluźniać?
-Moment… - napięcie rosło z każdą sekundą. Lennon wciąż czerpał z tego tyle przyjemności, ile zdołał.
-Proszę… Nie… - Paul nie bardzo wiedział kiedy te słowa wypełzły z jego ust. Przecież w głębi duszy nie chciał tego kończyć.
-Ja tego nie przerwę… - zapewnił John. Wsunął pomiędzy jego nogi swoją i pocierając kolanem krocze chłopaka pobudzał go jeszcze bardziej. McCartney jęknął i delikatnie wygiął się do przodu. Było mu tak dobrze…
-Nie możemy… - głos rozsądku starał się tłumić jego erotyczne pobudki.
-Mnie jest zbyt dobrze… - oznajmił Lennon.
-Nie powinniśmy… - Paul czuł, że ulegnie. Niech tylko John nie przerywa tej zakazanej rozkoszy. A John nie zamierzał tego przerywać.
-I co? – spytał kpiącym tonem próbując rozwiązać krawat McCartneya.
-Tak nie wolno… - szepnął chłopiec przerażony.
-Nie wolno… - powtórzył John. Ale w jego ustach wszystko brzmiało dla Paula tak nowo, tak kusząco, tak podniecająco.
-Nie… nie… Och… Tak, rób mi tak… - Paul zamknął oczy. Nie mógł tego wytrzymać, nie kontrolując się już, poruszał biodrami ocierając się o nogę Lennona i jego krocze. Poczuł się jak zwierzę, jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki, pragnące zaznać wolności. Przeżywał to częściowo. Zamiast ognia i lodu czuł tylko przerażający zimny dreszcz przechodzący przez całe jego ciało. Ale nie było to uczucie nieprzyjemne, wprost przeciwnie. Po dłuższej chwili otępienia zjechał ręką niżej, pomiędzy nogi Johna. Doskonale wiedział jak bardzo to na niego podziała. Ale w głowie przyjaciela był już inny plan. Chwycił Paula za włosy i szarpnął mocno odciągając od siebie.
-O nie… - wysapał. – Teraz ja Ci daję przyjemność.
McCartney nie wiedział co się z nim dzieje, po raz pierwszy w życiu stracił zupełną kontrolę nad swoim ciałem, nie potrafił wpłynąć na swoje zachowanie, a każdy gest następował niezależnie od niego samego. Czuł niechęć do kontynuacji tej zakazanej rozkoszy i jednocześnie niemożność zakłócenia jej czymkolwiek innym. Żadne znane mu dotąd substancje, alkohole czy narkotyki, nie potrafiły wprowadzić go w taki stan. Lennon sam już nie wiedział czy to miłość, czy raczej chęć poznania czegoś nowego, nieznanego, pcha go w ramiona przyjaciela. Jedyne, czego pragnął w tej chwili to wyżyć się, przeżyć chwilę uniesienia, zatracić się w lubieżnej satysfakcji płynącej z seksu. Był pewien, że gdyby zamiast Paula miał obok siebie małpkę kapucynkę, zrobiłby to i z nią. Żaden z nich nie potrafił powiedzieć w jaki sposób ich ubrania znalazły się na podłodze, a oni sami na łóżku Lennona. John postanowił, że tym razem nie da przyjacielowi wyboru. W tempie błyskawicy wygramolił się spod Paulowego cielska i gładząc go po plecach wszedł w niego jednym zdecydowanym ruchem. Dźwięk, który wydał z siebie Paul był czymś pomiędzy rozpaczliwym kwikiem zarzynanego prosiaka, a jękiem rozkoszy setki kurtyzan w egzotycznym haremie. Przynajmniej Lennon tak to później zapamiętał. McCartneyowi przypomniał się nieprzyjemny incydent z gry w butelkę z pozostałą trójką przyjaciół, który polegał na zadaniu włożenia sobie pałeczek Ringo… koniec końców wtedy zadanie wykonał i obiecał sobie, że to się nigdy nie powtórzy. A teraz było nawet jeszcze gorzej. Nabrzmiałe przyrodzenie Lennona penetrowało go dokładnie sprawiając chłopcu ogromny ból. Nie chodziło tu, co dziwne, o ból fizyczny, bo ten, ustający coraz bardziej z każdą minutą, mimo iż szarże Lennona stawały się coraz bardziej zaciekłe, był dla Paula nawet znośny. Nie, to wydarzenie wwiercało się w psychikę McCartneya, rozrywało jego mózg na malutkie kawałeczki, których nigdy nie będzie w stanie posklejać. To było takie dziwne, takie złe i dobre zarazem. Ale Paul nadal miał wątpliwości, mimo, iż wiedział że tego chciał. Potrzebował. Pragnął. I wtedy w Lennona wstąpił diabeł. Chwycił McCartneya za czuprynę już drugi raz tej nocy i szarpnął jego głową do tyłu, jednocześnie posuwając go coraz szybciej i mocniej.
-Tak, tak… - powtarzał z rozkoszą nie mając już zupełnie kontroli nad sobą. Przytłumiony jęk przyjaciela dał mu znać, że chyba zbytnio go ponosi, ale wiedział, że nie przestanie. Nie zwolni, zaspokoi siebie i jego tak, jak tylko on to potrafi. Zamknął oczy, otworzył szeroko usta. Jęczał, krzyczał, wył z rozkoszy tak głośno, że w sąsiednim domu pani Feeney, podstarzała i nadmiernie pobożna sąsiadka zmuszona była pozaciągać zasłony na okna i skryć się w najgłębszym zakamarku mieszkania by ,,nie słuchać już więcej tych bezeceństw”. Paul oddychał ciężko, wiele by dał, żeby w tej chwili ujrzeć twarz Lennona, niestety z wiadomych względów było to niemożliwe. W związku z tym w dalszym ciągu gapił się na lekko zniszczoną życiem drewnianą gitarę stojącą w kącie obok łóżka, rozkoszując się chwilą. Z sekundy na sekundę jęki Lennona stawały się coraz głośniejsze (o ile to w ogóle było możliwe). Nie raz John tępił swoje struny głosowe w przypływie uniesień miłosnych z przypadkowo poznanymi dziewczynami, ale czegoś takiego jak dziś, Paul nigdy nie słyszał. Żałował, że nie wpadło mu do głowy zarejestrowanie tego w jakiś sposób, na przykład za pomocą kamery lub dyktafonu. Szybki oddech Johna gdzieś obok. Niekontrolowane spazmatyczne jęki wypełnione bólem i wstydem całej sytuacji. Przerażenie i ekscytacja. Nagłe, niezwykle nieprzyjemne i bolesne, szarpnięcie za ramiona wyrwało chłopca z tych przemyśleń. Lennon odchodził od zmysłów, wariował. Na zmianę czuł uderzenia zimna i gorąca.
-Paulie… ja zaraz… - zabrakło mu tchu. To, czego doznał zaraz po tej urywanej wypowiedzi nie było nawet w połowie tak silne jak jego ,,najlepszy numerek w życiu”, z niejaką Patsy, stewardessą. Zaszumiało mu w głowie, ciało zaczęło drżeć, przed oczami pojawiały się gwiazdki, umysł oszalał. Paul chyba nie wierzył w to wszystko aż do tego momentu. Delikatne ciepło wypełniającego go nasienia i rozluźniony uścisk dłoni Johna dyszącego mu na kark przekonały go o prawdziwości tej chwili. Wyczerpany Lennon położył się na nim.
-O kurwa… - jęknął. W tym momencie jedynie na taki komentarz mógł się zdobyć.
-To teraz ja. – mruknął Paul niemogący się doczekać na swoją kolej.
-Nie wiem czy mam siłę… - odparł Lennon.
-Chyba żartujesz! – McCartney był nieco oburzony.
-Jasne! – uspokoił go Lennon. Zapowiadał się piękny dzień…
***
-Jesteś piękny. – John z czułością pocałował Paula siedzącego tuż obok niego na łóżku.
-A ty wspaniały. – odparł McCartney gładząc kochanka po policzku.
-A ty niesamowity. – kontynuował swe zachwyty Lennon. Nie mogli się sobą nacieszyć od tego pierwszego razu. Ten dzień był niezwykły. I świetnie się przy tym bawili. Byli jak dzieci, które, pozbawione nadzoru dorosłych, wyjadają wszystkie znalezione w domu słodycze.
-Nie pojmuję dlaczego tak się tego bałem. – McCartney był po raz pierwszy w życiu aż tak zaskoczony. Nie spodziewał się, że coś, czego w gruncie rzeczy połowicznie nie chciał, może być aż tak cudowne.
-Bo to było dziwne, ale… - zaczął Lennon.
-…w końcu przyszło tak jakoś… naturalnie. – Paul jakby czytał przyjacielowi w myślach.
-Było świetnie. Zresztą jak mogłoby być inaczej? – John cmoknął przyjaciela już chyba tysięczny raz tego dnia.
-Wiesz co, nie dziwię się Eppiemu ani trochę. – mówiąc to Macka spojrzał zalotnym wzrokiem na Lennona. –Że na Ciebie leci. – mówiąc to zaśmiał się delikatnie.
-Kocham Cię. – chłopiec objął McCartneya czule.
-Ja Ciebie też. – odparł natychmiast Paul, jednak mówiąc to nieco jakby posmutniał.
-Co się stało? – z troską w głosie spytał John.
-To trochę smutne, że jutro znowu będziemy musieli o tym zapomnieć. – westchnął, patrząc w jawiący się za oknem blask księżyca, Paul.
-Ale to dopiero jutro. – Lennon pocałował go w ucho. McCartney zaczął rozpinać guziki koszuli…
***
Wraz ze wzejściem słońca i nadejściem długo oczekiwanego poranka drzwi domu zamieszkiwanego przez najsłynniejszy zespół świata otwarły się szeroko, a próg przestąpiło dwóch jego mieszkańców.
-JOHN! PAUL! – Ringo ze wściekłością w oczach rozejrzał się po domu. Pusto. -ŚMIERĆ WSZYSTKIM W TYM DOMU! – zawołał rzucając swój bagaż na ziemię. Walizka otworzyła się z trzaskiem, a ubrania, prezerwatywy i kosmetyki Beatlesa wypełniły cały przedpokój.
-Co się stało? – odgłos kroków na schodach zwiastował niechybne nadejście pozostałych dwóch lokatorów.
-Hej, wróciliście! – zawołał na widok przyjaciół Paul, jak zwykle ze swym najsłodszym uśmiechem na twarzy. Kiedy tylko Ringo wypatrzył na schodach jego sylwetkę wziął z podłogi leżący gdzieś w kącie dezodorant i cisnął nim w McCartneya.
-Ała, za co to? – spytał cienkim głosem Paul, kiedy butelka przeleciała przez pokój i z głuchym brzdękiem odbiła się od jego czoła.
-ZA CO?! ZA CO?! – George nie dowierzał bezczelności swoich przyjaciół.
-NIE BYŁO ŻADNEJ KSIĘŻNICZKI! – zawołał oburzony Ringo, jak gdyby nie wiedział, ze przyjaciele byli doskonale o tym fakcie poinformowani.
-NIGDZIE! – dodał George.
-W OGÓLE! – kontynuował Ringo.
-WIEDZIELIŚCIE! – George rzucał w Lennona, który dopiero co raczył się zjawić, czym popadnie. Były to w dużej części rzeczy ciężkie jak butelki, paski czy buty.
-ZAMORDUJĘ WAS! – Ringo dyszał ciężko z oczami czerwonymi z wściekłości. Paul musiał przyznać, nigdy nie widział go w takim stanie.
-OBSIKAŁ MNIE BEZDOMNY! – wyznanie Harrisona wywołało uśmiech na twarzach Johna i Paula.
-Ej, chyba znacie się na żartach? – zaczął się, jak to miał w zwyczaju, pogrążać Lennon.
-Pogadamy jak będziesz musiał przez dwa dni czekać na samolot powrotny nie mając przy sobie nawet grosza! – ryczał Starr.
-To raczej nie pogadamy… - błyskotliwie zauważył John.
-Racja, martwe gwiazdy są raczej mało gadatliwe. – docinek George’a był jak najbardziej na miejscu.
-Oj tam, oj tam, czemu zaraz martwe… - próbował całą sprawę załagodzić Paul.
-Co prawda mieliśmy trochę pieniędzy… - znów zaczęli uzupełniać się George i Ringo.
-…więc wydaliśmy je… - mówił perkusista.
-…na szable. – po tych słowach George wyjął z torby dwie gigantycznych rozmiarów złote szable, takie, jakich na filmach zwykle używali Beduini. Paul przełknął nerwowo ślinę. Nie mieli z Johnem żadnych szans.
-John… - zaczął.
-Co?
-Spierdalamy. – zarządził.
-Przyjacielu, nie ująłbym tego lepiej. – odparł Lennon, po czym razem z McCartneyem rzucili się do ucieczki z dzikim wrzaskiem.
And in the end the love you take is equal to the love you make.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Wto 19:20, 30 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:16, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Umarłam. Zdechłam. Leżę na podłodze jak rozjechany pies na ulicy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
poltonuciszej
Highway!
Dołączył: 16 Sie 2011
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Liverpool Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:30, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Boże, jakie to jest boskie!
Uwielbiam Cię!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:37, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Szalony-Rolkarz napisał: | Umarłam. Zdechłam. Leżę na podłodze jak rozjechany pies na ulicy. |
Uwielbiam pozytywne komentarze!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:06, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
LittleKoala napisał: | Szalony-Rolkarz napisał: | Umarłam. Zdechłam. Leżę na podłodze jak rozjechany pies na ulicy. |
Uwielbiam pozytywne komentarze!  |
To było jak najbardziej pozytywne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:20, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Nie ma nic bardziej pozytywnego od rozjechanego psa na ulicy! Jeeee!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:00, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Zwłaszcza, kiedy to ja gram rolę psa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:36, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Okrutny żart.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
HoneyM
Good Day Sunshine
Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 10:06, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Zoofilia się szerzy. Biedna kapucynka :(
a tak btw.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 11:14, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
O jeżuniu! Nie wiem, co powiedzieć. Na tym obrazku powinno być chyba zdjęcie Koali, a nie Johna i Paula.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:51, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Czemu moje?
Dobra, kończę z gejostwem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:02, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
LittleKoala napisał: | Czemu moje? |
Ponieważ genialnie piszesz. I dostarczasz mi rozrywek w tym nudnym życiu jakie wiodę. :P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:31, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Oj tam, oj tam. Moje życie jest nudniejsze
I dziękuję za komplementy (znów).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Style edur
created by spleen &
Programy.
|