Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:45, 19 Sie 2010 Temat postu: Little Child |
|
|
To było w szkolnej gazetce XD
I pani od polskiego to podaje jako przykład czegośtam przy pisaniu opowiadań innym klasom. *duma*
Nie wiem czemu, napisałam to tylko, żeby upokorzyć Paula (jaka ja dla niego jestem miła XD).
Dzwonek telefonu wyrwał George’a Harrisona z głębokiego snu. Mężczyzna wstał z kanapy i ruszył do odebrania słuchawki, kiedy nagle nadepnął na coś, co najpierw wydało z siebie dziki kwik, a potem całą serię przekleństw.
-Ringo! – krzyknął Harrison widząc nie do końca wciąż obudzonego przyjaciela leżącego na podłodze.
-No Ringo, a co, myślałeś, że twoja matka?! – wydarł się na niego Starr.
-Jej bym się tu bardziej spodziewał, szczerze mówiąc. A gdzie reszta? – spytał. Poprzedniego wieczora cała czwórka Beatlesów spotkała się w domu George’a.
-Najwyraźniej im udało się nie zasnąć i wrócić do swoich domów… - jęknął Ringo. Dzwonek wciąż dzwonił uciążliwie.
– No odbierz do cholery ten telefon! – wrzasnął Starr po chwili. George przeskoczył leżącego na ziemi przyjaciela i chwycił za słuchawkę.
-Haaalo? – spytał ziewając.
-GEORGE! - ogłuszający wrzask obudził nawet Ringo, który natychmiast poderwał się z podłogi.
-Lennon... – warknął tylko Harrison i już miał zakończyć rozmowę, kiedy John przejętym tonem dodał:
-Nagły wypadek, musisz mi pomóc!
George tylko westchnął i oznajmił znudzony:
-Słuchaj, jeśli myślisz, że mam ochotę na twoje głupie żarty…
-JA NIE ŻARTUJĘ! Naprawdę mam problem! Spytaj Paula...
Trochę szumu i po chwili w słuchawce dało się słyszeć głos McCartneya dochodzący jakby z oddali.
-Gu, gu, gu… Eee… Co?
Po chwili John syknął do niego:
-Powiedz George’owi, że… ech… nieważne…
-John? – spytał Harrison poważnie zaniepokojony tym co usłyszał. – Czy Paul się cofnął w rozwoju?
-Nie… -zaprzeczył Lennon. Po chwili jednak dodał: - Znaczy tak, ale to już dawno… PRZYJEŻDŻAJ SZYBKO! A najlepiej weź jeszcze kogoś do pomocy.
George rozejrzał się po pokoju.
-Może być Ringo? – spytał, mimo iż Starr kiwał głową przecząco, patrząc na Harrisona przerażonym wzrokiem.
-Tak, tak, jak najbardziej! Tylko szybko bo zaraz… - brzdęk tłuczonego szkła i przerwał na chwilę rozmowę i George usłyszał krzyki Lennona:
-… No debilu jeden uważaj!
-Robię co mogę! – jęknął Paul.
-George RATUJ! – wrzasnął John i połączenie zostało przerwane.
***
George zapukał do drzwi. Spojrzał na Ringo, który piorunował go wzrokiem. Starr był niewyspany, wściekły i ogólnie nieprzychylnie nastawiony do świata tego dnia.
-Co się mogło stać Johnowi? – głośno zastanawiał się Harrison.
-Kiedy go wczoraj widziałem wchodził na czworaka po schodach śpiewając piosenkę z reklamy majonezu, ale już mu to pewnie przeszło… - odparł Starr.
-Miał głos jakby go kroili i posypywali solą… - George zapukał raz jeszcze, mocniej. Chwilę później drzwi się otworzyły i stanął w nich John. Wyglądał jak siedem nieszczęść. W potarganych włosach tkwiły dwa lub trzy żelki, jasny sweter był zalany jakimś czerwonym sokiem, już nie wspominając o tym, że jedną rękę miał w kolorze pomarańczowym. Taki efekt mogło zapewnić tylko jedno.
-NIE BĘDĘ NIAŃKĄ! – wrzasnął Ringo i obrócił się na pięcie z zamiarem ucieczki, ale Lennon był szybszy.
-Miło, że już jesteście… - odparł i wciągnął dwójkę przyjaciół do mieszkania. – Cynthia zostawiła mnie z Julianem na kilka godzin.
-Jesteś pewien, że z Julianem, a nie z bombą atomową? – spytał George rozglądając się po domu. Biały chodnik leżał na kanapie (i nie był biały, tylko upaćkany jakimś zielonym czymś), jedna z zasłon była w połowie zerwana, a w połowie wysmarowana czymś co wyglądało na bitą śmietanę, książki, a raczej porozrywane kartki leżące na… leżące WSZĘDZIE dopełniały efektu.
-Jezu, co to jest?! – Ringo nie mógł sobie poradzić z pomarańczową plamą, którą John niechcący zrobił mu na koszuli.
-Eee… - zaczął się zastanawiać Lennon. –Nie wiem… Ale się spierze… Chyba… - dodał po chwili.
-Dobra, to gdzie ten twój pierworodny? – spytał George.
-W kuchni, razem z wujkiem Paulem… - odparł John i zaprowadził przyjaciół do kuchni, gdzie cała trójka zastała dosyć ciekawy widok. W zlewie leżały naczynia ubrudzone najróżniejszymi rzeczami takimi jak czekolada, miód albo farby plakatowe. Wszędzie rozsypane były rodzynki i coś, co wyglądało na kulki ze styropianu. Na krześle przy stole zalanym miodem siedział, trzymający na kolanach Juliana, Paul. Na prawym policzku miał namalowanego wielkiego niebieskiego kwiatka, cały był w złotym brokacie, który rozsypywał się dookoła niego przy każdym ruchu. Jules wcale nie wyglądał lepiej. Włosy miał w kolorach czerwieni i żółci.
-Be! – wrzasnął nagle chłopiec i pacnął McCartneya rękawicą kuchenną, którą trzymał w swojej małej rączce.
-Ja be? Ja jestem be? – spytał Paul z udawaną pretensją, po czym zaczął łaskotać małego po brzuchu.
-Ależ ja widzę, że wujek Paul doskonale sobie radzi! – stwierdził Ringo. – Więc już nas tak bardzo nie potrzebujesz, nie? – i znów zaczął kierować się do wyjścia.
-Stój! – krzyknął Lennon. Starr ze zbolałą miną wrócił do kuchni.
-Hmm… To co mamy robić? – spytał w końcu George.
- Więc… trzeba jakoś ogarnąć salon i kuchnię, zrobić coś do jedzenia… – zaczął wyliczać John. – wykąpać małego i…
-Józiowy! – pisnął nagle Jules i złapał Paula za rękaw koszuli.
-Nie różowy. Powiedz Paul… - odparł Macca.
-Józiowy! – Julian wyraźnie obstawał przy swoim.
-Nie, Paaaaul…
-JÓZIOWY!
-Ech, dobra, jestem różowy. – odparł smętnie McCartney. Julian zaśmiał się piskliwie i zaczął bić brawo w wyrazie uznania dla wujka Paula.
-To nie jest jego wina, że twoje imię brzmi jak jakiś bełkot… - stwierdził John.
-Ale żeby od razu różowy? – z żalem spytał Macca.
-Przejrzał cię. – powiedział George.
-Hej, co to miało znaczyć? – Paul poczuł się urażony.
-Nic, nic… - uspokoił go Harrison.
-Am am! – zawołał nagle Jules zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich zebranych. John podszedł do niego i wziął chłopca na ręce.
-Chcesz jeść? Chcesz am am? – zapytał. Malec znacząco pokiwał głową.
-No dobrze… - zaczął Lennon. - Kto umie zrobić jakieś konkretniejsze am am?
-Mogą być naleśniki? – zaoferował Paul.
-Jasne, że mogą. Prawda, kochanie? – spytał John kołysząc Juliana na rękach.
-Dobra, to wynocha mi z kuchni. – rozkazał McCartney. – Muszę tu posprzątać.
-Am am! – jęczał nadal Julian.
-Zaraz będzie am am… - uspokajał go tata. Niestety chyba zapomniał, że małe dzieci muszą mieć wszystko natychmiast.
-Am am! – wrzeszczał ciągle Jules.
-Hmm… to poczekaj, weźmiemy na razie jakiś jogurt… - wspaniałomyślnie stwierdził Lennon i skinął na George’a powierzając mu zadanie znalezienia produktu. Harrison wyjąwszy z lodówki jogurt zaczął przeglądać szafki w poszukiwaniu łyżeczki. Udało mu się natknąć na ścierki, słomki, struny i kostki do gitary, przeterminowane napoje, ubrudzone talerze upchnięte gdzieś w ciemnych zakamarkach kredensu, listy fanów, części męskiej oraz damskiej garderoby, prezerwatywy i mnóstwo innego szmelcu, który w obecnej sytuacji wydawał się zupełnie nieprzydatny.
-John, gdzie ty trzymasz sztućce? – spytał w końcu zrezygnowany.
-W piwnicy, w sejfie, którego strzegą dwa smoki, fosa z piraniami i Kubuś Puchatek oczywiście. – odparł Lennon. Po chwili jednak, widząc George’a gapiącego się na niego jak na co najmniej kretyna, powiedział:
- W szufladzie.
O łyżeczkach Johna Lennona można było powiedzieć jedno: w przeciwieństwie do reszty kuchni były czyste. Przynajmniej te leżące na początku szuflady. Nikt, nawet sam John , nie odsuwał jej nigdy dalej niż do połowy. Najpierw był to zwyczaj, wyniesiony z domu ciotki Mimi, który po czasie przekształcił się w strach. Kto wiedział, co za licho mogło się kryć pomiędzy niepolerowanymi od wieków widelcami i nieczyszczonymi starannie nożami? George, nieznający strachu, a może raczej nieznający tej zasady, odsunął szufladę do końca.
-O DO JASNEJ ANIELKI! – wrzasnął, kiedy spadła mu ona na stopę.
-O DO JASNEJ CHOLERY! – wrzasnął Ringo, kiedy połowa sztućców poleciała wprost na niego.
-O DO KUR…! – wrzasnął Lennon, ze względu na synka powstrzymał się jednak w ostatniej chwili. Niestety nic to nie dało i Jules zaczął płakać przerażony hałasem. Ringo tylko warknął jakiś bliżej niezidentyfikowany zbiór przekleństw i zajął się wraz z Georgem zbieraniem łyżek z podłogi, a następnie wkładaniem szuflady na swoje miejsce. Johnowi po jakimś kwadransie udało się uciszyć Juliana i nakarmić go jogurtem. Potem trzeba było wykąpać malca. Paul w tym czasie zajął się robieniem naleśników, a George i Ringo sprzątaniem mieszkania. Po dwudziestu minutach salon wyglądał całkiem nieźle, kuchnia nawet całkiem dobrze, a Julian, czysty jak skarpetki wyprane w Vizirze, w ramionach wujka Ringo czekał na naleśniki. George próbował coś zrobić z włosami Lennona, bo wciąż tkwiło w nich kilka żelkowych misiów.
-Hmm… Chyba jest tylko jedno rozwiązanie. – stwierdził w końcu wyjmując z szuflady nożyczki. Mina Johna zdradzała, ze niezbyt mu się ten pomysł podobał, ale z drugiej strony lepsze to niż wyrywanie włosów siłą.
-Nie martw się. – pocieszył go Paul. – Tu i tam się przyczesze i nikt nie zauważy. – Kiedy jednak Lennon odwrócił głowę Macca zaczął bezgłośnie powtarzać do George’a: ,,TNIJ PO CAŁOŚCI.”. Harrison postanowił nie znęcać się nad przyjacielem i wycinał żelki z jak najmniejszą możliwą szkodą dla włosów Johna. Ledwie skończył męczyć się z tym zadaniem, kiedy Paul oznajmił, że naleśniki są gotowe. Wszyscy usiedli dookoła kuchennego stołu (Julian, rzecz jasna, na kolanach taty) i zabrali się do jedzenia, jednak Ringo zauważył coś niepokojącego.
-Ekhm… Paul? – spytał. – Czemu te naleśniki są z brokatem?
W istocie, na każdym z naleśników dało się gdzieniegdzie zauważyć świecące złote punkciki.
-To akurat nie jest moja wina. – tu McCartney spojrzał znacząco na Julesa.
-Józiowy! – znowu wrzasnął chłopiec. John zachichotał.
-Nieważne, jedzcie. – przerwał w końcu i zaczął smarować naleśnika dżemem truskawkowym, po czym odkroił jego niewielki kawałek z zamiarem nakarmienia tym Juliana. Malca jednak bardziej zainteresował słoik. Wsadził rękę do środka i umazaną słodkim dżemem wytarł w twarz Johna. Pozostałych w środku aż skręcało ze śmiechu na ten widok, ale nie chcieli tego po sobie pokazać. Paul chwycił stojącą obok butelkę z wodą mineralną i zaczął z niej pić łapczywie w nadziei, że powstrzyma to chęć śmiechu, a Ringo wsadził do buzi dwa naleśniki naraz próbując powstrzymać szaleńczy chichot. Jedynie George nie wytrzymał i po prostu wybuchnął śmiechem waląc pięściami w stół. Wtedy i McCartneyowi nerwy puściły. Fala wody zalała cały stolik kiedy parsknął śmiechem zupełnie nad sobą nie panując. Lennon oblizał tylko usta i powiedział do Juliana:
-Dziękuję skarbie, bardzo dobre. - po czym sam zaczął się śmiać. Ringo natomiast nie był w nastroju do żartów, bo kawał naleśnika stanął mu w gardle i chłopiec zaczął się dusić. Nie mogąc złapać oddechu miotał się na krzesełku szarpiąc siedzącego obok Paula, który jednak nie reagował będąc zbyt zajętym naśmiewaniem się z Lennona. W końcu Harrison zauważył dramat przyjaciela i przyłożył mu kilka razy w plecy, co, owszem pomogło Starrowi, ale było dla niego jednocześnie bolesnym doświadczeniem. Oczywiście John momentalnie znalazł się obok Ringo i walnął go „dla pewności” jeszcze kilka razy. Niestety Jules został przy stole sam, co malec błyskawiczne wykorzystał. John zdążył tylko wrzasnąć:
-NIE! JULES!
Ale było już za późno. Chłopiec chwycił bitą śmietanę w sprayu i zaczął strzelać nią dookoła. Po chwili białe było dosłownie wszystko – stół, talerze, sztućce, szklanki i słoik z dżemem. Beatlesi wyglądali jak czterech świętych Mikołajów, Julian wcale nie lepiej.
-Niedobry Julian! – powiedział John wycierając sobie twarz ręcznikiem.
-Cóż, jaki ojciec taki syn… - stwierdził Harrison. Z braku pomysłu na wredniejszą odpowiedź Lennon po prostu pokazał mu język. Nagle usłyszał ironiczny głos:
-Ależ ty jesteś dorosły i odpowiedzialny…
John odwrócił się i zobaczył Cynthię stojącą w drzwiach. Przerażonym wzrokiem patrzała na powstały bałagan. Jej wejście momentalnie ostudziło atmosferę. Wszyscy wujkowie jak na komendę podnieśli się z krzeseł i zaczęli klepać Lennona po ramieniu.
-To do zobaczenia. – powiedział Ringo. – Żal mi cię…
-Mi też. – dodał George. – Do widzenia.
-Trzymaj się.- po tych słowach McCartney razem z pozostałymi gośćmi opuścił dom Lennonów.
-PA JÓZIOWY! – krzyknął za nim Jules.
-Nie jestem różowy! – odkrzyknął McCartney stojąc jeszcze w progu. Kidy drzwi się za nim zamknęły John zaczął się gorączkowo tłumaczyć:
-Ja… to jest ich wina… ja… ty… no wiesz… no… ja się naprawdę starałem… ale wiesz jak to jest z dziećmi… ledwo je zaczynasz karmić, a one strzelają w ciebie bitą śmietaną…
Cynthia spojrzała na zdezorientowanego męża i posłała mu słodki uśmiech.
-Chyba nawet jeszcze masz tego trochę… o, tutaj… - podeszła do Johna i zlizała mu z policzka resztki śmietany, a potem obdarzyła go namiętnym pocałunkiem. Lennon spojrzał na syna.
-No, chłopie… - powiedział. – Chyba będziesz się musiał przez chwile pobawić sam, bo mamusia i tatuś będą baaardzo zajęci…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 1:52, 20 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Uuu... Widzę, że rośnie mi konkurencja xD
LittleKoala napisał: | -Józiowy! – pisnął nagle Jules i złapał Paula za rękaw koszuli. |
Józiowy mnie rozwala.:rotfl:
LittleKoala napisał: | -Nieważne, jedzcie. – przerwał w końcu i zaczął smarować naleśnika dżemem truskawkowym, po czym odkroił jego niewielki kawałek z zamiarem nakarmienia tym Juliana. |
Dżem truskawkowy! To jest to!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Szalony-Rolkarz dnia Pią 1:54, 20 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:05, 20 Sie 2010 Temat postu: Re: Little Child |
|
|
LittleKoala napisał: |
-Nagły wypadek, musisz mi pomóc!
|
Ja myślałam, że jakiś wypadek, coś, gdzieś, tragedia..., a John nie umie własnego dziecka upilnować :rotfl:
Cytat: |
Prawda, kochanie? – spytał John kołysząc Juliana na rękach.
|
Widzicie, John nie zawsze bywa skurwielem...
Cytat: |
-Józiowy! – znowu wrzasnął chłopiec.
|
Józiowy to od dziś mój ulubiony kolor...
Zapomniałabym... TYLKO W DŻEMIE SIŁA DŻEMIE! :hyhy:
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dżoniara dnia Pią 10:08, 20 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:41, 20 Sie 2010 Temat postu: Re: Little Child |
|
|
Dżoniara napisał: |
Ja myślałam, że jakiś wypadek, coś, gdzieś, tragedia..., a John nie umie własnego dziecka upilnować :rotfl:
|
Bo on sam jest jak dziecko
Dżoniara napisał: |
Widzicie, John nie zawsze bywa skurwielem...
|
No nie zawsze, ja go nie lubię przedstawiać w złym świetle. John jest fajny :]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dżoniara
Dance Tonight
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:50, 20 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
No jest fajny, jest... tylko mi taka jedna świnia wmawia, że nie. <_<
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Arletta
McCartney's wife :)
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 2234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Chełmno Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:42, 20 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Fajniee . Super opowiadanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
LittleKoala
The Night Before
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:56, 20 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękować.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Karla
Highway!
Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 429
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: WLKP Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:39, 21 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Chyba zacznę mówić na Paula Józiowy! ;)
PS: wspaniałe opowiadanie!!! Oby takich więcej!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Szalony-Rolkarz
Metal Militia
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:11, 21 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Dżoniara napisał: | No jest fajny, jest... tylko mi taka jedna świnia wmawia, że nie. <_< |
Je, je, je! :rotfl:
Żeby nie zrobić offtopa, powiem, że super opowiadanie. ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Lemmonka
Lennon's Lover
Dołączył: 21 Sie 2010
Posty: 1367
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Pepperland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:34, 24 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Szalony-Rolkarz napisał: |
Żeby nie zrobić offtopa, powiem, że super opowiadanie. ^^ |
mistrzyni offtopu nie chce robic offtopu..dziwne
i ,zeby nie był offtop muszę z przyjemnościa stwierdzić ,ze opowiadanko CUDNE
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Style edur
created by spleen &
Programy.
|