Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Heart of the country

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:43, 03 Sie 2011    Temat postu: Heart of the country

Nic wybitnego, to tak na rozgrzewkę. Jedno z cyklu 'opowiadań, które kiedyś zaczęłam pisać, ale nie chciało mi się dokończyć'.

-Gdzie my jesteśmy? – Ringo zadał pytanie rozglądając się po jakimś wielkim polu, na które natrafił włócząc się razem z resztą Beatlesów. Czasem tak robili - uciekali od sławy, od przesadnie umalowanych dziewczyn, od nadętych menadżerów, palących świateł reflektorów. Jechali samochodem gdzieś za miasto, po czym wysiadali i pędzili ile sił w nogach wrzeszcząc niczym uciekinierzy z wariatkowa. Przez krótką chwilę stawali się znowu chłopakami z sąsiedztwa.
-Wszystko mi jedno. Nogi mnie bolą. – oświadczył John siadając na środku pola.
-A ja jestem głodny… - jęknął McCartney.
-Ty zawsze tylko o jednym. – mruknął George patrząc na przyjaciela spode łba. Starr zaczął podskakiwać w miejscu, bo przez wysokie kłosy zboża jego pole widzenia zostało znacznie ograniczone.
-Hej! – zawołał w końcu. – Tam jest chyba stodoła!
Rzeczywiście, tuż obok hektarów pola ustawiony był jakiś drewniany budynek. Paul spojrzał na wskazywany przez Ringo obiekt, który z perspektywy Beatlesów był nie większy od ludzkiej dłoni.
-Pogięło cię?! – wydarł się zmęczony kilkugodzinną wędrówką McCartney z trudem łapiąc oddech. -Mamy iść taki kawał drogi? Chyba śnisz. – po tych słowach chłopiec rozłożył się obok Johna ciężko dysząc po wysiłku.
-Właśnie, po co nam stodoła? – spytał George.
-Żeby cię Rich mógł wytarmosić na sianku. –Lennon zaśmiał się złośliwie.
-Po co się stąd ruszać? – westchnął, przymknąwszy oczy, McCartney.
-Słyszysz Rich, Paul by cię chętnie wytarmosił tutaj. – zapewnił John wyrywając jeden z kłosów rosnących dookoła i wkładając go w usta, co miało uczynić jego wygląd bardziej nonszalanckim.
-Zamknij się! – równocześnie skarcili go Ringo i Paul.
-Dobra już, dobra. – John położył się na ziemi i, wzorem przyjaciela, zamknął oczy. Nagle poczuł, że na jego nos spada coś zimnego i mokrego. Był jednak zbyt zmęczony, by otworzyć oczy. Mruknął więc tylko, w dalszym ciągu przeżuwając kłos:
-Chyba zaczyna padać.
-Chrzanisz głupoty. Ciepło jest. – natychmiast zganił go Paul.
-Ale coś na mnie kapnęło.
-Ptak ci narobił. Nic nie pada. – dokładnie sekundę po wypowiedzeniu tych słów Harrison usłyszał grzmot. Grzmot, który mógł oznaczać tylko jedno.
-Johnny… - zaczął Ringo łamiącym się głosem. – Czemu ty zawsze musisz mieć rację?
Cała czwórka zerwała się z krzykiem, kiedy ciężkie krople deszczu zaczęły na nich spadać, doszczętnie przemaczając ichubrania i włosy.
-Do stodoły! – krzyknął Lennon. Mimo wielkiego zmęczenia cała czwórka pokonała te kilkaset metrów w czasie, jakiego nie powstydziłby się niejeden mistrz olimpijski. Paul dopchał się do drzwi jako pierwszy. Szarpnął kilkanaście razy mosiężną zasuwę. Ani drgnęła. Jako drugi z zamkiem zaczął mocować się George. Poza bordowymi rumieńcami na twarzy nie wskórał wiele więcej niż przyjaciel. John przystąpił do działania jako trzeci. Z chyba najgłupszą miną świata usiłował choć trochę odsunąć zamek. Na próżno.
-Nie da rady… -sapnął.
-Nie było miejsca w stajence… - zawył McCartney. George pacnął go w głowę. Poskutkowało, Paul, z wielce obrażoną miną, przestał śpiewać. Drzwi jednak nadal pozostawały zamknięte, a deszcz padał coraz mocniej. Nagle chłopcy ujrzeli błysk, po którym nastąpiła cała seria donośnych grzmotów.
-Umrzemyyyy!!! – pisnął Paul, czym zarobił sobie na kolejne uderzenie od George’a. – Przestań mnie bić! – wrzasnął w końcu wyprowadzony z równowagi McCartney.
-Myślałem, że Ci to sprawia przyjemność. – z miną niewiniątka odparł Harrison.
-Ja nie jestem jakimś pedohomosadomasochistą jak Johnny. – odgryzł się Paul. Na jego nieszczęście usłyszał to Lennon, który postanowił potraktować go identycznie jak George. Kiedy dłoń Johna z głuchym plaśnięciem zetknęła się z głową McCartneya, miarka się przebrała.
-Mam was dosyć. – oświadczył obrażony basista. –Idę sobie. – po czym odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku, z którego przed chwilą przyszli.
-Nie wygłupiaj się! –wołał za nim Harrison patrząc z niepokojem na rozszalałą ulewę. –Przecież to były żarty!
-Ładne mi żarty! Sam się walnij w łeb! – warknął Paul wciąż zmierzając przed siebie.
-Zostaw go, niech idzie. – stwierdził Lennon.
-Ale jak mu się coś stanie… Na przykład trafi go piorun. – zmartwił się Ringo siłujący się z zamkiem stodoły.
-Albo utopi się w deszczu… - zawtórował mu George. –Ukąsi go żmija, złamie nogę, rękę, kark… -zaczął wyliczać z coraz większym przejęciem.
-Może masz rację. - zastanowił się John. – Chyba pójdę go… - z zamyślenia wyrwał go triumfalny okrzyk Ringo:
-UDAŁO SIĘ!
Rzeczywiście, zasuwa puściła i stodoła stanęła przed nimi otworem.
-Jest dorosły. – stwierdził John. – Da sobie radę. – i wraz z pozostałą dwójką przyjaciół wszedł do drewnianego budynku.
-Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie… - recytował groźnie Ringo.
-Uspokój się. – skarcił go Lennon.
-I kto to mówi? – prychnął z pogardą wielkonosy perkusista.
-Ja. – błyskotliwie odparł Johnny.
-Debil. – mruknął Starr. Rozpętał piekło.
-Tak, wiem, że rodzice Ci tak chcieli nadać po urodzeniu, ale w szpitalu się nie zgodzili. – wymądrzał się John.
-Ty się nie urodziłeś, tylko wyklułeś. – odpysknął mu Ringo.
-Idiota.
-Pacan.
-Bęcwał.
-Durna pała.
-Tępa pała.
-Chłopaki…- niepewnie wtrącił się George.
-Czego nam konwersację przerywasz? – swym najmilszym tonem spytał Lennon.
-Coś nam się przygląda… - Harrison wyciągnął przed siebie palec, pokazując coś w głębi stodoły. Z ciemności złowrogo mrugała do nich para czarnych ślepi…

***

-Banda wkurzających osłów. Odpieprzyło im do reszty. – mamrotał do siebie McCartney. - Tylko się wyżywać potrafią. Zapchlone małpiszony. – mówił kopiąc drobne kamyczki, których pełno było na całym polu. – A niech mnie znowu poproszą żebym im napisał piosenkę. Ha! Takiego wała jak Anglia cała! – ostatnie wyznanie zakończył stosownym gestem. Mieszanie przyjaciół z błotem tak go rozproszyło, że zupełnie nie zauważył zmiany pogody. Deszcz ustał, zza gęstych chmur poczęło wynurzać się słońce. Paul przystanął na chwilę, gdzieś w oddali dostrzegł małego ptaszka skaczącego między kłosami. Doszedł do wniosku, że chciałby być takim ptaszkiem, bez trosk i zmartwień, bez bandy frajerów, którzy, choć byli mu bliżsi niż rodzina, niekiedy potrafili doprowadzić go do furii. Wtem do uszu McCartneya dotarł bardzo dziwny odgłos. Coś jakby ryk zranionej krowy. Nie zdążył nawet odwrócić głowy, a już usłyszał głos rodem z westernu.
-IIIIIIHHHHHHAAAAAAA!!!!!
-John?! – Paul odwrócił się w doskonałym momencie, by w pełni objąć wzrokiem całą scenę. A było na co popatrzeć. Na samym początku, w najdziwniejszej możliwej pozie jechał sobie na krowie Lennon. Krowie chyba nie bardzo się to podobało, bo biegła przerażona podrygując na wszystkie strony niczym byk na rodeo. John jednak nic sobie z tego nie robił i kurczowo chwytał się krótkiej, łaciatej sierści leżąc całym ciałem na grzbiecie rozjuszonej mućki. Tuż za tą osobliwą parą pędził George. Długa witka w jego dłoni służyła do poganiania krowy, ale nie to wydało się Paulowi najzabawniejsze. Orszaku bowiem nie zamykał Ringo biegnący za nimi, ale ścigający całą czwórkę (włącznie z krową) domniemany właściciel zwierzęcia. Długie widły, którymi wymachiwał groźnie w powietrzu, miotając przy okazji pod nosem bluźnierstwami , zapewne miały na celu ukazać jego gniew. Trzeba przyznać, że swoją rolę odgrywały znakomicie. Kilka chwil zajęło Lennonowi zidentyfikowanie małego czarnego punkciku, jakim okazał się być Paul.
-Patrz! – krzyknął w jego kierunku. – Mamy konika!!!!
McCartney nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu patrząc na Johna bezsilnie próbującego nakazać krowie zmianę kierunku. Mućka żyła własnym życiem i w pewnym momencie po prostu wybiegła z pola wprost do znajdującego się nieopodal lasku. Paul w jednej chwili zapomniał o wszystkich przykrościach wyrządzonych mu dziś przez Johna i George’a. Popędził co sił w nogach za grupką mężczyzn, która właściwie już zniknęła między chmarą leśnych drzew.

***

Dwadzieścia minut biegu nie zaowocowało niczym ponad ostrą kolkę, której nabawił się Paul próbując w niewielkim lesie znaleźć czwórkę uciekinierów. McCartney oparł się o drzewo łapiąc oddech.
-Mówiłem, że to głupi pomysł. – usłyszał gdzieś niedaleko głos Ringo.
-Gdyby nie ten facet, to wszystko byłoby w porządku. – usiłował załagodzić całą sytuację George.
-W porządku? W porządku?! – prawie wrzeszczał Starr. – Uprowadziliśmy czyjeś zwierzę. I jeszcze John usilnie twierdził, że to był koń.
George odwrócił głowę i dostrzegł między krzakami zmierzającego w ich kierunku McCartneya.
-O, jest i nasza obrażalska księżniczka. – powiedział i rozłożył szeroko ręce w geście powitalnym.
-Już mi chyba dzisiaj wystarczająco nawrzucaliście. – mruknął przygnębiony McCartney wspominając niemiły początek dnia.
-Oj tam, oj tam. Martwiliśmy się o Ciebie podczas burzy. – uciął temat Ringo. – Nie poszliśmy Cię szukać, tylko dlatego, że mieliśmy schronienie.
-I krowę. – dodał George.
-Właśnie, gdzie jest John? – spytał Paul.
-Bardzo śmieszne. Poszedł uprosić pana rolnika, żeby jednak nam ‘nóg z dupy nie wyrywał i nie dzwonił na policję’. – zacytował staruszka w całkiem wiarygodny sposób Ringo.
-Akurat on się do tego najmniej nadaje. – stwierdził, zresztą zgodnie z prawdą, Paul.
-Ty jesteś mistrzem lizodupstwa, ale akurat Ciebie pod ręką nie było. – wytłumaczył George.
McCartney puścił tę uwagę mimo uszu. Wtem coś zaszeleściło w zaroślach nieopodal.
-Chłopaki! - cała trójka spojrzała na Johna idącego leśną ścieżką. Ale John nie szedł sam. W ręku trzymał sznurek, na którym prowadzony był przez Lennona…
-OSIOŁ?! – za każdym razem kiedy Ringo myślał, że John już głupszy być nie może, okazywało się, że jego debilizm przekroczył kolejną granicę. Nie inaczej było i tym razem. Ale nie na tym kończyło się szaleństwo tej sytuacji.
-Głupi jesteś. – stwierdził John. – Przecież widać, że to zebra. Ma pasy.
Rzeczywiście, kiedy Lennon podprowadził zwierzę dostatecznie blisko przyjaciół nie mogli się z nim nie zgodzić. Pasy, owszem, były. Tyle, że po takich pasach można było stwierdzić, że chłopiec nigdy wcześniej zebry nie widział. Nie dość, że były narysowane najprawdopodobniej węglem, lub innym czarnym kamieniem, to jeszcze zupełnie w poprzek zdezorientowanego zwierzęcia.
-Jeszcze nie miałeś procesu o znęcanie się nad zwierzętami. - rzucił McCartney z przekąsem.
-Ale pewnie Ty mi go wytoczysz.
-Czy to też należy do przemiłego pana z widłami? – mówiąc to Paul wskazał na osła, który zaryczał jakby potakująco.
-Bo co? – spytał Lennon. – Nic nie zauważył.
-Chyba musiałby być głupszy niż Ty.
-Przegiąłem? – spytał Lennon. Pozostała trójka pokiwała głowami utwierdzając go w tym przekonaniu.
-No to odprowadzę naszą szkapinę… - powiedziawszy to John nieporadnie wdrapał się na grzbiet osiołka. –Pędź rumaku! – krzyknął klepiąc zwierzę po zadzie, co miało mu dodać rozpędu, albo zaspokoić zboczenie Johna, w każdym razie jedno z dwojga.
-Ja może z nim pójdę… - zaproponował Paul. – Sam sobie może z tym nie poradzić.
Kiedy dwójka przyjaciół zniknęła za gęstwiną różnorakich drzew i krzewów George i Ringo popatrzyli na siebie.
-Trzeba coś wymyślić… - oznajmił Starr. – Jak wrócą znów będziemy się nudzić, a Johnowi odwali po raz kolejny tego dnia. Przekroczy swoją dzienną dawkę idiotyzmu.
Harrison zaśmiał się i zaczął wodzić wzrokiem dookoła. Wszystko takie samo, drzewa, krzewy, liście, igły, małe i duże kamienie, szyszki…
-Mam pomysł. – oświadczył chłopiec podnosząc z ziemi szyszkę i przyglądając się jej uważnie.

***

-A masz, gnido parszywa! – szyszka, którą jeszcze przed chwilą Lennon trzymał w ręku, przeleciała ponad dwiema naprędce ułożonymi z kamieni fortecami i trafiła Ringo prosto w jego słynny nos.
-Ty żmijo przebiegła! – wrzasnął trafiony perkusista i natychmiast spróbował się odegrać rzucając w Johna dwoma garściami szyszek.
-Ha ha! – usłyszał po chwili. –Pudło! Mały, ślepy Starkey! – darł się Lennon. Szybko jednak został przytłumiony przez szyszkę, którą George wsadził mu do ust.
-Zajmij się obroną. –skarcił go, po czym kolejnym tuzinem szyszek obrzucił fortecę Ringo i Paula. Wtem beatlesi usłyszeli podejrzany szelest dochodzący z krzaków.
-To dzik. – wyszeptał przerażony Paul.
-Sam jesteś dzik. To jest jakiś leśny potwór! – krzyknął George. Niewiele myśląc cała czwórka jęła obrzucać ‘potwora’ nie tylko szyszkami, ale nawet kamieniami, z których zbudowane były ich prowizoryczne leśne fortece. Kiedy nie było już szyszek, kamieni, ani szelestu w krzakach znów rozpoczęła się dyskusja.
-Zabiliśmy to? – spytał John.
-Może się tylko ukrywa, udaje martwego. – zamyślił się Paul.
-To po prostu trzeba sprawdzić. – mądrze stwierdził George.
-A proszę Cię bardzo, idź i sprawdź. – zachęcił go Lennon.
-Może sprawdźmy wszyscy razem.
-Ale Ty idziesz przodem. – zdecydował Paul.
-Ja? A czemu ja? – wystraszył się Harrison. Nie miał najmniejszej ochoty na bycie zjedzonym przez jakiegoś leśnego luda.
-Bo to Twój pomysł. –mruknął Ringo.
-Nie martw się. – pocieszył go Paul. – Jeśli umrzesz, to napiszę o Tobie balladę.
George, w głębi duszy bliski płaczu, posłał mu mordercze spojrzenie. Przemyślenia całej czwórki przerwał wściekły okrzyk:
-Tak wam przywalę, że się gówniarze śpikami nakryjecie! Nie przychodzą na nagranie! Uciekają! A jak człowiek chce po dobroci, to oni we mnie kamieniami! Niewychowane bachory!
Lennon spojrzał na Mackę, Macka na Żorża, Żorż na Ryngoła, Ryngoł na Lennona bladego jak ściana. Poznali ten głos. Z krzaków wygramolił się poszarpany, poobijany, a w niektórych miejscach nawet krwawiący Brian.
-BRIAN? –spytali z udawanym zdziwieniem Beatlesi.
-Eppie, skarbie, nie mówiłeś, że jesteś leśnym potworem. – John uśmiechnął się zalotnie i objął menadżera. – Trzeba było powiedzieć, że brakuje Ci kasy, podnieślibyśmy Ci pensję, nie musiałbyś dorabiać jako leśny dziad.
Paul nawet się nie odezwał, nie musiał. Przegięli na całej linii, a John nie poprawiał ich sytuacji. Epstein był czerwony z wściekłości. Bluzgał ich dobre piętnaście minut, lecz najgorsza kara miała dopiero nadejść…

***

Duży, komaropodobny obiekt usadowił się na półnagiej nodze Paula i rozpoczął swędzący proces wysysania beatlesowskiej krwi. Chłopiec bez namysłu trzasnął owada ręką. Drobne komarze flaczki i resztki własnej krwi ozdobiły dłoń McCartneya. Spojrzał na Johna drzemiącego obok. Jego koszula okazała się być idealna do wytarcia śladów zbrodni. Siedzący wraz z przyjacielem na niewielkim pomoście Paul przeciągnął się, po czym wlepił wzrok w Ringo i George’a taplających się w wodzie.
-Aaaaa! – wrzasnął ten pierwszy. – Coś mi ssie!!!
-Ja się może kiepsko orientuję, ale w takich małych jeziorkach chyba nie ma syren. – stwierdził zdegustowany wyznaniem przyjaciela Harrison.
-Nie! Nieeee! – Starr wylazł z wody. Na nodze siedziały mu trzy małe czarne glisty.
-PIJAWY! PIJAWY! – George, mimo iż do niego nie przyczepiło się żadne z tych obślizgłych, tłuściutkich stworzonek, doskonale wczuł się w sytuację przyjaciela. Zaczął biegać dookoła jeziora z okrzykiem godnym indiańskich szamanów. Paul położył się obok Johna, podkulił nogi, a dłonie włożył pod głowę. Robiło się zimno, zachód słońca już się właściwie zaczął.
-Jak myślisz, kiedy Eppie po nas przyjedzie? – spytał McCartney z trudem powstrzymując wybuch rozpaczliwego płaczu.
-Powiedział, że jak się już uspokoi. – przypomniał John.
-Ile to może być, według Ciebie? – znów zadał pytanie Macka.
-Tydzień, miesiąc... Potem skończą mu się pieniądze, a dziewczyny masowo zaczną popełniać samobójstwa.
-Pewnie już to kiedyś słyszałeś… - zaczął Paul. - …ale powiem to raz jeszcze. Nienawidzę Cię, szczerze i prawdziwie Cię nienawidzę.
-Nie tragizuj. – mruknął będący już w półśnie Lennon.
-Jak tu umrzemy, to Cię zabiję. – wycedził przez zaciśnięte zęby McCartney.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżoniara
Dance Tonight


Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:52, 03 Sie 2011    Temat postu:

*fanfary i owacje na stojąco*
POWRÓT KRÓLA!
No w końcu! Myślałam, że umrę czekając na kolejne opowiadanie...

Puenta jest genialna. W ogóle zauważyłam, że wszystkie opowiadania, w których Beatlesi wałęsają się po wsi, a w tle są krowy i inne osły, są jakieś... magiczne.

(Mam nadzieję, że po tym odpoczynku na koloniach, masz siłę zasypywać nas kolejnymi historiami. )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:11, 03 Sie 2011    Temat postu:

Ojej, jak to miło czytać coś takiego.
Dzięki :*

No, nie chcę obiecywać, ale postaram się rozkręcać powolutku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HoneyM
Good Day Sunshine


Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:20, 04 Sie 2011    Temat postu:

Miałam jakieś chwilowe wstrzymanie akcji serca gdy, zobaczyłam, że Koala dodała nowe opowiadanie.

A co do samego opowiadanie to: boskie i normalnie TEACH ME, MY MASTER!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżoniara
Dance Tonight


Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:39, 04 Sie 2011    Temat postu:

Już wiem czemu opowiadania dziejące się na wsi, tak mi się podobają! Sama mieszkam na wsi i chyba gdzieś tam głęboko mam nadzieję, że Beatlesi będą przejeżdżać sobie pod moim domem na jakiejś krowie.
Choć w sumie mamy tu tylko kury. I to tylko na moim podwórku... Ta wieś to tylko z nazwy. Szkoda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:59, 04 Sie 2011    Temat postu:

Ej, bo wy tu na zawał przeze mnie padniecie. Głównie o HoneyM się martwię...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HoneyM
Good Day Sunshine


Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:45, 04 Sie 2011    Temat postu:

Bo ja się zawsze tak we wszystko za bardzo angażuję Ale spoko, ja mogę przeżywać takie mini palpitacje, żeby zaraz potem spadać, z wysokości mniej więcej 38 cm, z krzesła ze śmiechu. Jestem jeszcze młodaaaa... nic mi nie będzie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:12, 05 Sie 2011    Temat postu:

Mimo wszystko uważaj na siebie kochanie :*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HoneyM
Good Day Sunshine


Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:43, 06 Sie 2011    Temat postu:

Wiesz, że to wszystko zależy od Ciebie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:05, 06 Sie 2011    Temat postu:

To ja już może nie będę pisała...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HoneyM
Good Day Sunshine


Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:56, 07 Sie 2011    Temat postu:

NIE ŚWIRUJ! ! NIE ZROBIŁABYŚ NAM TEGO !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:33, 07 Sie 2011    Temat postu:

Nie chcę, żebyś padła na zawał.

Ale skoro chcesz ponieść to ryzyko, to ok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HoneyM
Good Day Sunshine


Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:37, 07 Sie 2011    Temat postu:

Mam serce jak DZWON...A śmiech wydłuża życie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:41, 07 Sie 2011    Temat postu:

Chyba, że tak...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CheryBomb
Lucy in the Sky with Diamond


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 212
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Nowhere Land
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:23, 22 Sie 2011    Temat postu: Re: Heart of the country

-Debil. – mruknął Starr. Rozpętał piekło.
-Tak, wiem, że rodzice Ci tak chcieli nadać po urodzeniu, ale w szpitalu się nie zgodzili. – wymądrzał się John.
-Ty się nie urodziłeś, tylko wyklułeś. – odpysknął mu Ringo.
-Idiota.
-Pacan.
-Bęcwał.
-Durna pała.
-Tępa pała.
[/quote]

Konwersacja w stylu Kacpra i Kuby z Rodzinki.pl


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin