Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Good morning, good morning

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:46, 16 Paź 2010    Temat postu: Good morning, good morning

Uporczywe walenie do drzwi wyrwało Johna z głębokiego snu. Chłopiec, bluzgając pod nosem i potykając się o wszystko, co stanęło mu na drodze, doczłapał do drzwi. Promienie lipcowego słońca wpadły do mieszkania rzucając światło na niebieskie bokserki, na wpół rozpiętą koszulę i potargane włosy Lennona. Z cierpiętniczą miną, przymrużonymi oczami patrzył na stojącego przed nim Paula. McCartney nie wyglądał jak zwykle kiedy przychodził z wizytą. Starannie wyprasowany, czysty garnitur zastąpił zawiązany niedbale ciemnoczerwony szlafrok, pod którym chłopiec ubrany był jedynie w czarne bokserki. Lekki zarost na twarzy i fryzura, którą można by otrzymać po bliskim spotkaniu z liniami wysokiego napięcia zdradzały, że Paul nie odprawił jeszcze tego dnia swych obrzędów łazienkowych.
-Czego? – nie siląc się na uprzejmości spytał John.
-Masz coś na gardło? – wychrypiał Paul zdartym do granic możliwości głosem. Lennon zdębiał zupełnie. Chwilę mu zajęło szukanie logiki w zadanym przez McCartneya pytaniu, ale ponieważ, mimo usilnych starań, jej nie znalazł, spytał:
-Czy ty przypadkiem nie mieszkasz obok apteki?
W istocie, blisko domu Paula mieścił się niewielki sklep farmaceutyczny. Sens przemierzania kilkunastu ulic dzielących go od domu Lennona był więc nieznany.
-Ale tam trzeba płacić… - wyjaśnił Paul. John już zacisnął pięść, gotów uderzyć w każdej chwili.
-To jak, masz coś na gardło? – ponowił pytanie Macka.
-Na twoje gardło mam sznurek. –warknął Lennon.
-A coś bardziej tradycyjnego? –uśmiechnął się Paul. Johnowi jednak wcale do śmiechu nie było.
-Tradycyjnie mam dwie ręce. – wrzasnął i zacisnął swoje dłonie na gardle McCartneya. – CO CI STRZELIŁO DO TEGO POJEBANEGO ŁBA, ŻEBY MNIE NACHODZIĆ O WPÓŁ DO SZÓSTEJ? – krzyczał dusząc przerażonego przyjaciela próbującego wyrwać się z jego uścisku. - TY SKNERO ZARAZ CI TAK PRZYPIER…
-Co się tu dzieje? – obudzona wrzaskami męża Cynthia, trzymając małego Juliana na rękach, zbiegła po schodach. Ujrzawszy makabryczną scenę natychmiast postanowiła ją zakończyć. Lennon nie zwrócił na nią jednak najmniejszej uwagi.
-…DOLĘ, ŻE JUŻ DO KOŃCA ŻYCIA NIE BĘDZIESZ MÓGŁ CHODZIĆ. MOŻE TO CIĘ NAUCZY…
-John.
-…ŻEBYŚ NIGDY WIĘCEJ…
-John!
-…MNIE NIE BUDZIŁ!
-JOHN!
-TY POPIERDOLEŃCU!
-Brawo, piękny przykład dajesz dziecku. – warknęła w kierunku Johna Cynthia starając się uspokoić synka, który słysząc jego wrzaski począł przeraźliwie płakać.
-Jules mnie i tak nie rozumie. – wymamrotał lekko zmieszany Lennon puszczając szyję przyjaciela z trudem łapiącego oddech.
-Ale ja cię rozumiem. – odparła jego żona.
-Ale… ale… To on zaczął. – John wskazał na Paula.
-Wcale, że nie, bo on… - bronił się Macka.
-Boże, co ci się stało? – spytała Cynthia usłyszawszy jego głos. Chłopiec brzmiał mniej więcej jak rzężący stary traktor.
-Gardło go boli. – wyjaśnił John.
- No to zaraz coś na to poradzimy… - oznajmiła kobieta, po czym zaprosiła Paula do kuchni, a sama poszła na chwilę na górę, by położyć Juliana w łóżeczku.
-Gdyby nie ona już byś nie żył… - syknął mu do ucha Lennon. Cynthia otworzyła szafkę pełniącą funkcje apteczki. Po piętnastu minutach grzebania między pudełkami pełnymi różnego rodzaju bandaży, syropów, tabletek i plastrów wyciągnęła w połowie już pustą buteleczkę.
-Jest resztka syropu… z tym, że to jest syrop dla małych dzieci. – oznajmiła.
-Może się nada... – powiedział z nadzieją Paul.
-To jest dla małych dzieci, a nie dla małych słoników. – odparł Lennon patrząc to na opakowanie leku, to na McCartneya. Jeszcze nie do końca obudzony wyładowywał się na wszystkim dookoła.
-John… - ostrzegawczym tonem zaczęła Cynthia.
-No dobra. –uspokoił ją Lennon. - Dużych słoników. – dodał po chwili siadając przy stole.
-Błagam cię, nie żartuj, czuję jakby mi ktoś po gardle jeździł żyletkami. – jęczał Paul.
-I brzmisz jakby ci ktoś po gardle jeździł kosiarką. – stwierdził John. Cynthia podała buteleczkę McCartneyowi, który zaczął przyglądać się dokładnie etykiecie.
-Dzieci do dziewiątego miesiąca życia… -czytał - do dwóch lat… do pięciu lat… ośmiu... do dwunastego roku życia. A dalej? – spytał przeczytawszy zalecenia do końca.
-Mówiłam, że to jest dla małych dzieci. – przypomniała Cynthia. Paul zaczął się zastanawiać:
-Skoro… dzieci do dwunastego roku życia dwie łyżeczki rano i wieczorem… to ja… znaczy dzieci do dwudziestego czwartego roku życia…
-Tylko tego nie przedawkuj. – pouczyła go Cynthia.
-A co się może stać? Albo mi przejdzie… - zaczął McCartney.
-Albo dostaniesz sraczki. – dopowiedział Lennon.
-John, jaki ty jesteś miły… - z ironią stwierdził Paul, po czym usiadł naprzeciwko niego.
-Jak byś mnie nie obudził o wpół do szóstej rano… – tu Lennon wskazał na zegarek wiszący na ścianie - …to może bym miał lepszy humor. Bierz to lekarstwo i won mi stąd, chce mi się spać.
-Johnny o tej porze jest niezdolny do rozmowy. – zaśmiała się Cynthia.
-Chociaż ty mnie zostaw w spokoju. – jęknął Lennon.
-Musisz się nauczyć współżyć z ludźmi. – pouczył go Paul.
-Patrzysz na moje dziecko i śmiesz twierdzić, że ja nie umiem współżyć? – odparł John.
-Nie o takie współżycie mi chodzi…
-Paul, a może bym ci zrobiła herbaty z miodem? – z braku innych pomysłów spytała w końcu Cynthia.
-Jeśli to nie kłopot... – Macka się uśmiechnął.
-To JEST kłopot ty stary ku… - zaczął Lennon, jednak widząc Cynthię piorunującą go wzrokiem dokończył zdanie inaczej niż planował. -…kumplu. Stary kumplu. –Mówiąc to kopnął McCartneya pod stolikiem. Cynthia nalawszy wody do czajnika, postawiła go na kuchence.
- Przestańcie się wyzywać. – powiedziała ostrzegawczym tonem. John natychmiast chwycił leżącą na stole niewielką karteczkę oraz długopis i zaczął gryzmolić jakąś wiadomość, którą następnie podsunął Paulowi. Ten rzucił tylko okiem na notatkę i oświadczył pełnym wyższości tonem:
-To się pisze przez ,,ch” i ,,u” zwykłe.
Cynthia natychmiast porwała zapiski Lennona.
-Chudzielec? – przeczytała zdziwiona.
-To miała być ironia. - wyjaśnił natychmiast John. – Albo metafora. Zależy z której strony patrzeć. Chłopiec wyjrzał przez okno. Kilka staruszek pędziło na poranną mszę.
-Paul, twoje groupies cię namierzyły. – mruknął. Macka westchnął tylko i postanowił nie odpowiadać na zaczepki przyjaciela. Cynthia postawiła na stole dwa kubki pełne słodkiej herbaty.
-Na zdrowie! – zawołał Paul z entuzjazmem, unosząc swój kubek.
-Udław się! – warknął Lennon naśladując gest McCartneya. Cynthia wyszła do Juliana zostawiając obydwu Beatlesów w kuchni. Przez następne kilkanaście minut chłopcy siorbali herbatę nie odzywając się do siebie. John przerwał milczenie.
-Nie masz życia, że musisz mi włazić na głowę? – spytał.
-I kto to mówi. –odparł Paul. – Przypomnieć ci ile razy odprowadzałem cię do domu, bo byłeś tak zalany, że nie pamiętałeś nawet jak się chodzi?
-Stare dzieje. – powiedział Lennon.
-Ostatni raz w zeszłym tygodniu. – przypomniał McCartney. Znów chwila milczenia.
-Niech zgadnę, zostaniesz u mnie do kolacji? – zapytał John.
-Jeśli nie dłużej... – odparł Macka po chwili wahania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szalony-Rolkarz
Metal Militia


Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:47, 16 Paź 2010    Temat postu: Re: Good morning, good morning

LittleKoala napisał:
-Tylko tego nie przedawkuj. – pouczyła go Cynthia.
-A co się może stać? Albo mi przejdzie… - zaczął McCartney.
-Albo dostaniesz sraczki. – dopowiedział Lennon.

A co gorsza, Paul będzie miał zaparcia ! :hyhy:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:14, 16 Paź 2010    Temat postu:

Czemu wszyscy [patrz: również moja przyjaciółka] zwracają uwagę właśnie na TEN fragment? Nie jestem z niego zbyt dumna.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szalony-Rolkarz
Metal Militia


Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:30, 16 Paź 2010    Temat postu:

Bo sraczka jest kól. Dopóki cię nie dopadnie! Wyciśnie wszystkie soki, będzie męczyć, nie dawać spokoju po nocach...!
Przepraszam, poniosło mnie... xd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin